Rafa pierwsza: politycy
Tegoroczny, wart 13 mld zł zakup śmigłowców wielozadaniowych, okrzyknięty wojskową inwestycją dekady, już wzbudza kontrowersje. Nawet prezydent Andrzej Duda w ogniu kampanii wyborczej dzielił się wątpliwościami w sprawie wyboru helikopterów Airbusa. Śmigłowcowy przetarg szybko się znalazł na celowniku krytyki ze strony parlamentarnej opozycji, spowodował też wzburzenie w Mielcu i Świdniku, w których od lat inwestowano w istniejące fabryki helikopterów.
Przedsiębiorcy, zagraniczne koncerny i lokalne samorządy z Doliny Lotniczej mają za złe rządowi wybór karakali, maszyn Airbus Helicopters. Powód? Europejski gigant dopiero teraz planuje większe zaangażowanie w krajowy przemysł. Konkurencyjni producenci, zatrudniający już tysiące pracowników, powiązani kapitałowo z AgustaWestland i Sikorsky Aircraft, którym właśnie odlatują polskie zyski, nie godzą się z przegraną.
Zamieszanie wokół śmigłowców to zapowiedź tego, co może czekać inne przetargi, jeśli przyszłe inwestycyjne decyzje MON naruszą interesy firm czy związkowych lobby. Bój idzie o ogromne pieniądze, w takiej grze niełatwo się pogodzić z przegraną. Strach pomyśleć, co będzie, gdy światowe potęgi stoczniowe i ich krajowi partnerzy zetrą się w walce o zamówienia na okręty podwodne (zamówimy trzy jednostki). O swoje będą się bić do upadłego, wykorzystując wszystkie dostępne metody, producenci dronów czy systemów rakietowych.
Rafa druga: problemy z wydawaniem
Tegoroczny budżet modernizacyjny MON to element przyjętego trzy lata temu planu przezbrojenia wojska. Zakłada on inwestycyjne przyspieszenie – nakłady na unowocześnienie sił zbrojnych miałyby sięgnąć 139 mld zł do 2022 roku. Specjaliści globalnej korporacji doradczej Frost&Sullivan już wiele miesięcy temu ostrzegali jednak, że to plany na wyrost, skalkulowane nazbyt optymistycznie. A wyliczenia analityków wskazują, że realny poziom wydatków modernizacyjnych w ciągu najbliższej dekady może sięgnąć najwyżej 91,5 mld zł.
Już ostatnie spowolnienie gospodarcze wymusiło na MON dwumiliardowe cięcia w planowanych wydatkach wojskowych. Na domiar złego np. w 2012 r. resort obrony nie potrafił wydać 1,4 mld złotych – w większości z puli przeznaczonej na zakupy – m.in. wskutek odwoływania dużych modernizacyjnych programów, ograniczeń w wypłatach zaliczek, ale też nieskutecznego kontraktowania, a potem egzekwowania mniejszych umów, zawieranych w nieracjonalnym z biznesowego punktu widzenia rocznym cyklu.