Rady są coraz bardziej niezależne, ale w dalszym ciągu mają problem z zapewnieniem różnorodności, m.in. brakuje w nich kobiet – wynika z badania firmy Deloitte, która wzięła pod lupę składy rad nadzorczych 235 spółek publicznych.
Niezależny nadzór
Wnioski z przeprowadzonych badań są na ogół pozytywne. Okazało się, że spółki nie najgorzej wywiązują się z wymogów dobrych praktyk GPW, jeśli chodzi o obecność niezależnych członków w radzie nadzorczej. Zwykle to kryterium spełnia jedna trzecia składu rady. Średnia jest podobna bez względu na to, czy głównym akcjonariuszem jest międzynarodowa grupa kapitałowa, Skarb Państwa czy inwestor indywidualny. Z badania wynika też, że większa liczba niezależnych członków zasiada w radach największych spółek notowanych w WIG20.
Niepokój budzi to, że w dalszym ciągu 30 proc. badanych spółek nie stosuje się do zasady, aby niezależny był przewodniczący komitetu audytu rady nadzorczej. – Stosowanie przez spółki dobrej praktyki, jeśli chodzi o powoływanie niezależnych członków w skład rady, a w szczególności komitetu audytu, to dobry znak – ocenia Dorota Snarska-Kuman, lider programu rozwoju rad nadzorczych w Deloitte. Zwraca uwagę, że obecność niezależnych członków rady, szczególnie z doświadczeniem w rewizji finansowej, to nie tylko sposób na zabezpieczenie interesów mniejszościowych akcjonariuszy, ale też najlepsza metoda na wypełnianie obowiązków rady związanych z odpowiedzialnością za sprawozdania finansowe i ich badanie. – Ich obecność w spółkach publicznych powinna być standardem – uważa Snarska-Kuman.
Najliczniejsze w bankach
W ponad 40 proc. polskich spółek giełdowych rada nadzorcza liczy pięciu członków, a zatem tyle, ile wynosi określone w kodeksie spółek handlowych minimum dla spółki publicznej. Liczebność rady jest wyraźnie uzależniona od wielkości firmy. W przypadku przedsiębiorstw z WIG20 rady liczą często dziewięciu członków, choć zdarzają się i takie, w których jest dziesięć lub więcej osób. Z kolei w gronie małych i średnich firm średnia liczebność rad jest wyraźnie niższa. Najliczniejsze rady występują w bankach. Aż w jednej trzeciej z nich składają się z dziewięciu lub więcej osób.
Zdaniem Wiesława Thora, doradcy zarządu Deloitte oraz członka rady nadzorczej mBanku, nie da się powiedzieć jednoznacznie, jak liczna powinna być idealna rada nadzorcza. – Jej wielkość nie musi bezpośrednio się przekładać na jakość działania. Z uwagi na rosnącą odpowiedzialność rad nadzorczych kluczowe są kwalifikacje, doświadczenie i poczucie odpowiedzialności zasiadających w niej osób. A temu sprzyja różnorodność – uważa Thor.