Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedstawiło projekt rozporządzenia określający cenę maksymalną za energię elektryczną wytworzoną w morskich farmach wiatrowych. Ustalona stawka wynosi 301,5 zł za megawatogodzinę (MWh). Będzie ona podstawą rozliczenia prawa do pokrycia ujemnego salda w pierwszej fazie systemu wsparcia dla tej branży. To rodzaj pomocy dla właścicieli farm, która ma dać im m.in. gwarancję pokrycia niezbędnych kosztów inwestycji.
– Wyznaczona w rozporządzeniu cena referencyjna tego nie gwarantuje. Już teraz jej poziom w niewielkim stopniu odbiega od poziomu cen energii elektrycznej na rynku spot. Przy prognozowanym na kolejne lata wzrośnie presji na ceny energii pod wpływem drożejących uprawnień do emisji CO2 cena uzyskiwana przez inwestorów mogłaby być niższa od rynkowej. A to utrudni inwestorom stawiającym pierwsze projekty rozmowy z instytucjami finansowymi – ostrzega Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW).
Nietrafione założenia?
PSEW zwraca uwagę, że wyznaczona w rozporządzeniu stawka jest ceną maksymalną. Oznacza to, że przy weryfikacji poziomu wsparcia dla poszczególnych projektów zarówno przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, jak i Komisję Europejską może być jedynie obniżana i ustalana indywidualnie dla każdego projektu. Według branży przyjęte przez resort parametry do ustalenia ceny są zbyt konserwatywne i niedostosowane do uwarunkowań krajowego rynku morskich farm wiatrowych, który jest w początkowej fazie rozwoju.
– Cena referencyjna wyznaczana dla projektów w pierwszej fazie rozwoju rynku miała pozwalać na realizację wszystkich projektów zaplanowanych do tej fazy, czyli inwestycji o łącznej mocy 5,9 GW. Tymczasem projekt, mimo iż ma wyznaczać cenę maksymalną, mówi o cenie średniej. W praktyce stawia to pod znakiem zapytania realizację całości zaplanowanych mocy – przekonuje Gajowiecki.