Litwa jest zdecydowana wybudować nową elektrownię atomową na miejscu tej, którą zamknięto z końcem zeszłego roku w Ignalinie. Wartość projektu szacuje się na 3 – 5 mld euro. Mówił o tym wczoraj na konferencji w Rydze litewski minister ds. energetyki Arvydas Sekmokas. Z jego wypowiedzi dla agencji Reuters wynika, że gdyby nie udało się sprawy porozumienia zamknąć w tym roku, to prace ruszą najpóźniej na początku 2011 r.
Litwini chcą, by partner strategiczny, którego zamierzają wybrać z czołówki światowych firm wyspecjalizowanych w energetyce jądrowej, jak niemiecki E.On, francuski EDF, szwedzki Vattenfall czy hiszpańska Iberdrola, otrzymał 50 proc. lub więcej udziałów w inwestycji. Zaproszenie do rokowań ogłosiły w listopadzie 2009 r. Natomiast pozostali – czyli firmy z Polski, Łotwy i Estonii – zależnie od zaangażowania w inwestycje.
Projektu nowej elektrowni nie udało się dotąd przygotować, bo na Litwie trwały spory o to, która firma ma reprezentować rząd w tym projekcie, a gdy to ustalono, zaczęły się żmudne negocjacje z sąsiadami w sprawie ich zaangażowania.
Dla Litwy budowa Ignaliny II ma kluczowe znaczenie, gdyż po zamknięciu starych bloków kraj tej jest zmuszony sprowadzać – głównie z Rosji – ponad połowę potrzebnej energii. Dla Polski projekt w Ignalinie miał być okazją do nabrania doświadczenia. Rozmowy o udziale w nim prowadził najpierw zarząd PSE, a po przekształceniu tej firmy – szefowie Polskiej Grupy Energetycznej. PGE ma w Polsce zrealizować budowę elektrowni jądrowej – i to jest jeden z priorytetów naszego rządu.