Lufthansa na razie jeszcze bada, czy ten strajk, o którym zdecydowało głosowanie przeprowadzone przez związek zawodowy Vereinigung Cockpit, jest legalny. Piloci chcą, aby pracodawca zapewnił im wyższe zarobki i dał gwarancje zatrudnienia. Obawiają się cięć płac w sytuacji, gdy pracownicy Swissa, Brussels Airlines, BMI i Austrian Airlines – linii, które ostatnio kupiła Lufthansa – oraz nowego przewoźnika Lufthansa Italy mają zarobki znacząco niższe, a nie pracują mniej. Piloci domagają się od pracodawcy, aby w zamian za pozostawienie zarobków na obecnym poziomie pozwolił im mieć wpływ na decyzje, które trasy zostaną oddane innym liniom z "rodziny" albo które miejsca pracy mogą być tam przetransferowane.
Zdaniem zarządu te żądania są nie do zaakceptowania, bo o strategii firmy decyduje pracodawca, a nie związki zawodowe. Jednocześnie wiceprezes Lufthansy Christopher Franz, który ma zastąpić na stanowisku szefa przewoźnika Wolfganga Mayhubera – ocenia, że strajk będzie kosztował Lufthansę nie mniej niż 25 mln euro dziennie, czyli nawet ponad 100 mln w ciągu trwania akcji protestacyjnej.
Straty mogą jednak być wyższe, bo nie chodzi jedynie o przekierowane czy odwołane rejsy w przyszłym tygodniu, ale generalnie o utratę zaufania do przewoźnika. Zdaniem Franza Lufthansa i tak już straciła w ciągu ostatnich pięciu lat ok. 50 proc. udziału w rynku na trasach do i z Niemiec. I zarząd, i związkowcy podkreślają gotowość do dalszych negocjacji, ale jest mało prawdopodobne, aby doszło do porozumienia przed poniedziałkiem. Analitycy nie wykluczają nawet, że strajk może się przedłużyć.
Na stronie Lufthansy każdy, kto wykupił bilet na trasę obsługiwaną przez tego przewoźnika, może sprawdzić, czy także jego podróż zostanie utrudniona przez protest załogi. Informacje są tam uzupełniane na bieżąco. Strajkować zamierza również personel pokładowy British Airways – podaje związek zawodowy Unite. Termin nie został jeszcze wyznaczony. Wiadomo jedynie, że nie będzie to okres na początku kwietnia – w czasie świąt Wielkiej Nocy.