Na czterech z pięciu pytanych mówią - kasa. Czy to będzie dobry ratownik? Mam pewne wątpliwości. Motywacją bowiem musi być przede wszystkim chęć niesienia pomocy – powiedział Kaczmarek na konferencji o bezpieczeństwie górniczym w Wiśle. - W Kolumbii na przykład górniczy ratownicy bowiem w ogóle nie dostają pensji. Według danych CSRG po 1945 r. w górniczych akcjach ratowniczych zginęło 98 górników niosących pomoc w wypadkach pod ziemią. Przyczyną ich śmierci były przede wszystkim wybuchy gazów, udar cieplny, zatrucie CO oraz brak tlenu. Najgłośniejsze akcje, w których ginęli ratownicy to wypadki w kopalniach Mysłowice oraz Niwka-Modrzejów. Do tego ostatniego doszło 24 lutego 1998 roku.

Podczas niezgodnego z przepisami sprawdzania izolowanego wyrobiska (m.in. bez przyrządów pomiarowych i aparatów ucieczkowych) zginęło czterech ratowników. Gdy inni poszli ich ratować – także zginęli (dwóch ratowników). Z powodu udaru cieplnego. - Nie rozpoznano warunków klimatycznych, nie było zastępu ubezpieczającego, co opóźniło pomoc – wylicza Kaczmarek. – Ci, którzy szli na pomoc czterem, po prostu się udusili. To było niedopuszczalne przekroczenie ryzyka. Akcja ratownicza w Mysłowicach natomiast miała miejsce 8 listopada 1975 roku.

- Ratownicy sprawdzali ognisko pożarowe sprzed kilku miesięcy. Ale ich praca w ogóle nie została zgłoszona aż do wypadku. Na drugiej zmianie mieli sprawdzić przekop. Okazało się, że temperatura przekraczała 50 stopni Celsjusza. Ratownicy odmówili pójścia dalej, zaczęli się wycofywać w niekontrolowany sposób i w efekcie pięciu zginęło – przypomina Kaczmarek. Dodał, że przyczyną ich śmierci było także późne wezwanie pomocy. Pierwszy sygnał godz. 17.55, ale dopiero 18.20 powiadomienie dyspozytora o „zasłabnięciu dwóch ratowników”. - Te dwa wypadki muszą cały czas być w pamięci przy prowadzeniu akcji ratunkowych w kopalniach - uważa Kaczmarek. Zwłaszcza, że w planach jest zmiana przepisów o ratownictwie górniczym.