W ostatni weekend przejście na Ukrainę w Dorohusku znów sparaliżował gigantyczny, ponadtrzydziestopięciokilometrowy korek ciężarówek, zator narastał też na sąsiednim przejściu w Hrebennem. Bezradni celnicy twierdzą, że zaradzić kryzysom może tylko szersze uchylenie drzwi na Wschód. Nowych przejść szybko jednak nie przybędzie, choć liczyli na nie spedytorzy i kierowcy ciężarówek.
Na większości z już istniejących wciąż trwa przebudowa, prowadzona przede wszystkim za europejskie pieniądze. – Z funduszu Phare i Schengen wydano na ten cel już 450 mln zł – mówi Wioletta Paprocka, rzecznik MSWiA. Modernizowane terminale ułatwiają pracę celnikom, ale nie skróciły radykalnie kolejek do odprawy. Nic dziwnego, w zeszłym roku na Wschodzie granicę przejeżdżało ponad 1,5 mln ciężarówek i z roku na rok (z wyjątkiem styku z obwodem kaliningradzkim) tirów gwałtownie przybywa.
Paprocka mówi, że Polska, która już rozdysponowała Fundusz Schengen (prawie 314 mln euro), teraz zabiega o dalsze pieniądze na cywilizowanie granicy. To przede wszystkim 113 mln euro z tzw. Norweskiego Mechanizmu Finansowego, a także część tzw. Funduszu Granic Zewnętrznych UE (78 mln euro).
– Słaba infrastruktura to jedno. Co gorsze, na brak wygodnych szlaków tranzytowych nakłada się fatalna organizacja pracy celników – mówi Ireneusz Gójski, prezes spedycyjnej firmy Trade Trans, przewożącej rocznie miliony ton surowców, mebli i materiałów budowlanych przez ukraińsko-polską granicę. Biurokracja, brak przejrzystych procedur, przesadna nieufność do przedsiębiorców są w stanie utrudnić odprawę w każdym przejściu – twierdzi prezes Gójski. Tę diagnozę potwierdza Piotr Krawiecki, dyrektor zarządzający DSV Road, jednej z największych firm transportowych w kraju. – Postoje na granicach to opóźnienia w dostawach i wymierne straty zniechęcające przewoźników do zdobywania ukraińskiego rynku, choć ma on przecież ogromny potencjał – narzeka.
Część problemów miało rozwiązać otwieranie nowych przejść na Ukrainę. Wojewodowie lubelski i podkarpacki przygotowani są do inwestycji w przejściach Dołhobyczów – Uhrynów i Budomierz – Hruszew. Jeśli inwestycje wartości kilkudziesięciu milionów złotych zakończą się pomyślnie, w Budomierzu będzie można przekraczać granicę w przyszłym roku a w Dołhobyczowie... dopiero za cztery lata.