Za baryłkę surowca Brent płacono dziś po południu 114 dolarów, podczas specjalnej sesji zaś w ostatnią niedzielę sięgnęły one ponownie 118 dol. Kiedy jednak dotarły informacje o wyjątkowej łagodności Gustava, ropa staniała nawet do 112 dol. za baryłkę, by ostatecznie spaść do niewiele ponad 109 dol.

Kluczową dla rynków informacją było to, z jaką siłą Gustav uderzy w Port Fourchon w Luizjanie, kluczowy port dla przemysłu wydobywczego w Zatoce Meksykańskiej. To stamtąd wyrusza większość pracowników zajmujących się wierceniami oraz obsługą platform. Port Fourchon uniknął strat trzy lata temu, kiedy południowe wybrzeże USA pustoszył huragan Katrina. Wówczas doszczętnie zostało zniszczonych ponad 100 platform wydobywczych. Nerwowość na rynku wzięła się stąd, że właśnie z okolic, w których miał pojawić się Gustav, pochodzi 15 proc. amerykańskiej produkcji gazu ziemnego (210 mln metrów sześciennych dziennie). Firmy naftowe jednak i tak poniosły straty, bo obawiając się dewastacji instalacji naftowych, ograniczyły o prawie 96 proc. produkcję ropy. W tym regionie wydobycie wynosi 1,3 mln baryłek dziennie. Zamknięto też dziewięć rafinerii, które mają 12,5-procentowy udział w amerykańskim rynku. Podczas huraganu Katrina produkcja ropy w tym regionie spadła na wiele tygodni o 95 procent, a gazu o 77 proc., Stany Zjednoczone trwale zostały pozbawione ok. 10 proc. swoich mocy rafineryjnych. Dotychczas tylko z powodu przerwanej produkcji firmy naftowe straciły ok. 7 mld dolarów. Realne straty spowodowane przez sam huragan poznamy prawdopodobnie dopiero dziś, kiedy nad Zatokę będą mogły wyruszyć helikoptery, które przywiozą informacje o stanie platform.

"Łaskawość" Gustava jednak wcale nie oznacza, że problemy amerykańskich nafciarzy zniknęły, bo sezon huraganów na Karaibach tak naprawdę dopiero się zaczął, a skończy na początku grudnia. Jednak ceny ropy w najbliższym czasie będzie kształtowała nie tylko pogoda na drugiej półkuli, ale i polityka OPEC. Następna konferencja ministerialna w Wiedniu jest zaplanowana na 9 września i według wszelkich przesłanek OPEC nie zdecyduje się na obniżenie limitów wydobycia. To powinno przynieść dalszy spadek cen.

Jednakże już teraz przedstawiciele kartelu nie ukrywają, że zrobią wszystko, by ceny nie spadły poniżej 100 dol. za baryłkę, bo tak wyliczyli notowania ropy, przygotowując przyszłoroczne budżety. Dzisiaj podaż z OPEC wynosi rekordowe 32,82 mln baryłek dziennie, a wzrost jest głównie zasługą Iranu. Znów więcej ropy płynie z Nigerii, gdzie odbudowano produkcję po atakach rebeliantów, oraz z Angoli. Natomiast minimalnie – z 9,7 do 9,6 mln baryłek, spadło wydobycie w Arabii Saudyjskiej.

Jednakże do tego, aby zmniejszyć wydobycie, OPEC nie potrzebuje ministerialnej konferencji. Cięcia mogą być efektem rozmów telefonicznych kluczowych osób w kartelu.