Większość małych gorzelni zawiesiła działalność. Nie mają dla kogo produkować spirytusu – ustaliła „Rz”. – Ceny skupu spirytusu są tak niskie, że nie opłaca nam się go produkować. Połowa zakładów gorzelnianych w kraju stoi – ocenia Andrzej Przewoski, właściciel dwóch gorzelni w woj. kujawsko-pomorskim.
W 2007 r. działalność gorzelnicza przyniosła mu 0,5 mln zł strat, w tym roku zamknął zakłady w Liszkowie i Luksówku. Z informacji „Rz” wynika, że nie pracuje także biogazownia wybudowana przez spółkę Agrogaz, w której udziały ma Jan Kulczyk. Zakład miał wykorzystywać wywar z gorzelni do produkcji prądu, ale wywaru w tym roku nie będzie. Kolejne zakłady, jakie buduje Agrogaz, zaplanowano już na inny surowiec.
– Straty krajowych gorzelni wynikające ze wstrzymania produkcji i z tego, że nie mogą sprzedać swego produktu, szacujemy w tym roku na ok. 600 mln zł – mówi Józef Inorowicz, doradca prezesa Związku Gorzelni Polskich. ZGP kontroluje 70 proc. rynku. Na 200 zrzeszonych w związku gorzelni pracuje tylko połowa.
Jakie są powody tej sytuacji? Nie ma zapotrzebowania na spirytus do produkcji biopaliw, bo rynek zalewa tani etanol z Brazylii, Argentyny czy Pakistanu. Z kolei producenci wódek kupują najtańszy surowiec, importując też gotowe składniki. – W wyniku silnej konkurencji na rynku spirytusu surowego i bioetanolu większości gorzelni rolniczych zagraża bankructwo – przekonuje Józef Inorowicz.
Gorzelnie najpierw obwiniały koncerny naftowe o to, że kupują tani etanol spoza UE. Zgodnie z prawem polscy dystrybutorzy paliw powinni bowiem używać biopaliw wyprodukowanych w większości z unijnych surowców rolnych. Ale jest to trudne do udowodnienia.