W raporcie biura maklerskiego UniCredit CAIB datowanym na 21 listopada, a upublicznionym wczoraj, napisano, że drugi po PKN Orlen koncern paliwowy w Polsce ma mniej niż 50 proc. szans na przetrwanie.
Wszystko z powodu wysokiego zadłużenia i pogarszających się warunków działalności w związku ze spadkiem notowań ropy oraz marż rafineryjnych. – Wiemy, że najbliższe 12 miesięcy będzie bardzo trudne, bo czeka nas postój remontowy wiosną, a nowe instalacje w ramach programu inwestycyjnego będą gotowe w grudniu, ale potem nastąpi odbicie i poprawa sytuacji – zapewniał prezes Grupy Paweł Olechnowicz.
Odpowiedzialny za finanse spółki Lotos Mariusz Machajewski powiedział, że są istotne błędy we wnioskach raportu UniCredit, a w Lotosie „nie wydarzyło się od czasu poprzedniego raportu tego banku nic, co dawałoby podstawy do tak negatywnej rekomendacji”. Tomasz Bardziłowski, wiceprezes UniCredit CAIB, nie chciał tego komentować.
– Problemy pojawiłyby się, gdyby spółka nie była w stanie regulować bieżących zobowiązań – mówił wiceprezes. – Ale nawet w raporcie napisano, że nie ma takiego zagrożenia. Skąd więc wniosek, iż mamy mniej niż 50 proc. szans na przetrwanie. Jego zdaniem, nawet gdyby analityk przyjął, że „Rafineria gdańska jest nic nie warta, co nie jest prawdą, powinien uznać wartość innych aktywów” – choćby firmy Petrobaltic. Ta spółka wydobywcza ma koncesję na poszukiwanie i eksploatację złóż na Morzu Bałtyckim i rocznie dostarcza Lotosowi ok. 200 tys. t ropy (jest właścicielem jedynej w Polsce platformy wydobywczej na Bałtyku).
– Gdyby wyeliminować błędy, to z modelu analityka UniCredit wynika, że Lotos jest wart ok. 3 mld zł, zatem wycena jednej akcji to ok. 30 zł – przekonywał wiceprezes Machajewski. Opinie zarządu Lotosu zyskały poparcie głównego akcjonariusza, jakim jest Skarb Państwa – kontrolujący w sumie (dzięki Nafcie Polskiej) ok. 59 proc. akcji spółki.