Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo poinformowało, że otrzymuje gaz tylko w ramach umowy jamalskiej z rosyjskim koncernem Gazprom. Natomiast z umowy nie wywiązuje się spółka RosUkrEnergo, w połowie należąca do Gazpromu, od której PGNiG powinien otrzymywać dodatkowe ilości "błękitnego paliwa".
Mimo to - jak zapewniają szefowie polskiej firmy - odbiorcy w kraju nie mają powodów do obaw, bo w magazynach jest surowiec a poza tym gdy ociepliło się, spadł w kraju popyt. I choć obowiązuje nadal "pierwszy stopień zasilania gazem", a więc płynie bez żadnych ograniczeń do firm i zakładów przemysłowych oraz osób indywidualnych, to i tak PGNiG jest w trudnej sytuacji.
Z informacji "Rz." wynika, że dotychczasowe próby rozpoczęcia rozmów o wznowieniu dostaw z RosUkrEnergo nie przyniosły żadnych rezultatów, bo strona ukraińska w ogóle ich nie chce podjąć.
Położenie rosyjsko-ukraińskiej spółki trudno określić, wkrótce ma ona zostać zlikwidowana - tak uzgodnili w Moskwie premierzy Władimir Putin i Julia Tymoszenko. Uznali bowiem, że ten pośrednik w handlu gazem między obydwoma krajami nie jest już potrzebny. W efekcie RosUkrEnergo nie ma dostępu do surowca, by móc realizować umowy handlowe, jakie zawarła nie tylko z Polską ale też z Węgrami i Słowacją.
Na dodatek nie wiadomo, kto przejmie zobowiązania tej spółki, nawet jeśli formalnie nie przestanie istnieć. Polsce powinna ona w tym roku dostarczyć ok. 2,5 mld m sześc. gazu. PGNiG będzie potrzebował podobnych ilości surowca także w przyszłym roku i kolejnych co najmniej 3 latach. Szefowie polskiej firmy liczyli na to, że umowy RosUkrEnergo przejmie szybko Gazprom. Tym bardziej, że takie obietnice składali polskim władzom przedstawiciele rosyjskiego koncernu jeszcze w czerwcu ubiegłego roku, gdy po Rosjanie i Ukraińcy raz pierwszy uzgodnili plan likwidacji RosUkrEnergo.