Nie cichną spekulacje wokół powodów, dla których spółka Stichting Particulier Fonds Greenrights nie wpłaciła za nie terminowo kwoty 380 mln zł, na którą wylicytowała w przetargu majątek stoczni w Gdyni i Szczecinie.
We wtorek minister skarbu Aleksander Grad obarczył odpowiedzialnością za brak wpłaty szczecińskie Stowarzyszenie Obrony Stoczni, powiązane z byłym zarządem Stoczni Szczecińskiej Porta Holding (na jej majątku powstała Stocznia Szczecińska Nowa). Organizacja 15 lipca przesłała do nabywcy, a także katarskich firm QInvest i Qatar Islamic Bank, gwarantów transakcji, list ostrzegający, że majątek może mieć wady prawne. – To jawny sabotaż – mówił minister Grad.
Wczoraj Jan Ruurd de Jonge, prezes spółki Polskie Stocznie, która miała przejąć aktywa obu zakładów, przyznał, że to właśnie ten list „wpłynął na potrzebę wydłużenia płatności za aktywa stoczniowe”. – Informacje podane w liście podlegają aktualnie analizie inwestora, który otrzymał także wyjaśnienie od strony polskiej – czytamy w oświadczeniu Polskich Stoczni.
Na pytanie „Rz”, dlaczego SPFG w takim razie nie zapłacił za majątek Stoczni Gdynia, skoro zarzuty zawarte w liście dotyczą Szczecina, a aktywa były sprzedawane w oddzielnych przetargach, przedstawiciele Polskich Stoczni odpowiadają, że „inwestor traktuje transakcję dotyczącą Gdyni i Szczecina jako całość”.
Wczoraj resort skarbu przesłał do prokuratury i ABW pismo, by zbadały powody wysłania listu do inwestora.