Jak wynika z ustaleń „Rz”, to efekt zmiany dotychczasowych umów franczyzowych i nowych roszczeń spółki wobec restauratorów.
W całej Polsce na nowe warunki współpracy nie zgodzili się operatorzy zarządzający 18 lokalami Sphinx, czyli jedną piątą tej największej polskiej sieci gastronomicznej. – W trakcie wypowiedzenia umów jest ośmiu restauratorów zarządzających 18 restauracjami – ujawnia w rozmowie z „Rz” Sylwester Cacek, prezes spółki Sfinks zarządzającej siecią. Dodaje, że deklaracje współpracy złożyło 4o restauratorów prowadzących 66 lokali Sphinx. – I to jest bardzo dobry wynik jak na światowe standardy – mówi.
Piętnaście osób prowadzących restauracje Sphinx w całej Polsce zgadza się rozmawiać z „Rz” w jednym z przydrożnych barów i pod warunkiem zagwarantowania pełnej anonimowości. – Nagle dostaliśmy faktury na od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Ich podstawą jest reinterpretacja przez nowy zarząd niektórych punktów dotychczasowych umów – tłumaczy jeden z restauratorów. Szacuje, że w ten sposób łódzka spółka zarządzająca siecią postanowiła „zdobyć z kieszeni osób prowadzących Sphinksy 3 mln złotych”. – To nie jest nowa interpretacja, tylko realizowanie pewnych zapisów w tych umowach, które dotychczas nie były egzekwowane – wyjaśnia prezes Cacek. – Nie może być tak, że dopłacamy do nierentownych lokali, a tak się działo dotychczas. Tłumaczy, że roszczenia wobec restauratorów na 3 mln dotyczą tylko okresu od stycznia do maja tego roku. Nie podliczone zostały jeszcze roszczenia za kolejne miesiące tego i 2008 roku.
Nowy zarząd Sfinksa, którym prezes Cacek kieruje od czerwca, postanowił uporządkować relacje z restauratorami. Do końca roku w całej sieci mają być wprowadzone nowe umowy franczyzowe zawierające opłatę wstępną oraz opłatę miesięczną. Łódzka firma wystąpiła też z roszczeniami do dotychczasowych restauratorów „w związku z niepełnym egzekwowaniem zapisów umowy franczyzowej przez poprzednie zarządy”.
Restauratorzy są rozgoryczeni. – Przez pięć lat ludzie nie zarobili tu takich pieniędzy, które teraz mają oddać jako domiar. Jesteśmy gotowi ratować sieć, ale nie kosztem popadania w długi – mówi jeden z nich. Mają ogromny żal do założyciela sieci Tomasza Morawskiego, że zostawił ich na lodzie. Tłumaczą, że umowy z franczyzobiorcami podpisywane były w większości przez małżeństwa, gdyż łódzka centrala sieci promowała Sphinksy jako restauracje rodzinne. – A to oznacza, że toniemy całymi rodzinami – wyjaśniają.