W tym tygodniu szef Gazpromu Aleksiej Miller rozpoczyna wizytę w Turkmenii. Głównym punktem są negocjacje nowego kontraktu na dostawy turkmeńskiego gazu do Rosji. Aszchabad oficjalnie ogłosił, że nie zgadza się na reeksport swojego gazu przez Rosjan do Europy. A to może uczynić całą transakcję nieopłacalną dla monopolisty.
Do tej pory Gazprom robił na reeksporcie świetny interes. Zamiast tracić kapitał na wiercenia i wydobycie w trudnym syberyjskim terenie, kupował tańszy turkmeński gaz, wykorzystując do jego przesyłu wybudowany jeszcze w czasach radzieckich, system gazociągów. - Azjatycki gaz Rosja dostarcza na eksport, transportując go przez swoje terytorium w reżymie tzw. wwozu czasowego. Dzięki temu Gazprom unika płacenia cła wwozowego i oszczędza ogromne pieniądze. Na granicy ukraińskiej mieszka go ze swoim gazem i sprzedaje Europie po wysokiej cenie - mówi "Rzeczpospolitej" Witalij Kriukow główny specjalista rynku paliw w firmie inwestycyjnej IFG Kapitał w Moskwie.
Choć koncern nie ujawnia, ile zarabia na niepłaceniu cła, to Michaił Korczemkin dyrektor East European Gas Analysis szacuje dla „Wiedomosti”, że jest to około 2 mld dolarów tylko w I kwartale.
- Żądanie Turkmeni to karta przetargowa w negocjacjach na temat ceny sprzedaży. Brak zgody na reeksport oznaczałby bowiem, że Gazprom może turkmeński gaz sprzedawać tylko w Rosji. A to się nie opłaci, bo będzie on droższy od rosyjskiego, gdyż obciążony cłem wynoszącym około 30 proc. ceny - uważa Witalij Kriukow.
Jednak Turkmeni nie są w tym starciu bez szans. Gazprom nie może bowiem zrezygnować z zakupów azjatyckiego gazu, bo nie pozwoli mu na to Kreml.