[b]Rz: W naszym tegorocznym rankingu najcenniejszych polskich marek wartość części z nich spadła w porównaniu z poprzednią edycją. Sporo z nich straciło też swą moc oddziaływania na konsumentów. Czy to tylko efekt kryzysu?[/b]
[b]Mirosław Boruc:[/b] To oznaka tego, że w Polsce skończył się czas prostego wchodzenia na rynek.Teraz każda marka musi nieść za sobą jakieś emocje. Jeśli mam markę lubić, musi być coś, ze co będę ją lubił. Ta zmiana wynika również z tego, że niezwykle wyrównała się jakość dostępnych wyrobów. Pomijając ewidentne tandety, pod względem funkcjonalnym większość produktów, jak np. komputery, oleje, masło czy sery, jest porównywalna. Teraz trzeba do nich dodać jakąś wartość.
[b]Czy tą wartością może być np. polskość? Według badań odzywa się w nas czasem patriotyzm konsumencki.[/b]
W normalnych warunkach polskość nie jest specjalną wartością. Ważna jest w ekstremalnych sytuacjach, gdy w grę wchodzą konflikty międzynarodowe. Na co dzień liczy się budowanie marek, które polega na dodawaniu do produktów ingrediencji, które niosą pozytywne emocje. A to polskie firmy często kompletnie zaniedbują. Przecież cały fenomen Owsiaka i jego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy polega na tym, że pokazał, jak ogromne w Polakach jest zapotrzebowanie na pozytywne emocje, że jesteśmy gotowi wydać pieniądze na coś, co ma sens. Wally Olins, światowy guru od marek, na pytanie, co to właściwie jest marka, odpowiada: osobowość.
I podkreśla, że teraz po 60 latach praktyki, jest o tym coraz bardziej przekonany.