Zakaz sądowy dotyczący produkcji i sprzedaży napoju energetycznego Tiger przez firmę FoodCare sprawił, że markę coraz trudniej znaleźć na półkach w polskich sklepach. W pierwszym kwartale 2011 r. wielkość jej sprzedaży mogła być o niemal 40 proc. niższa niż przed rokiem – ustaliła "Rz".
O wstrzymanie sprzedaży tigera przez FoodCare wystąpiła fundacja Równe Szanse należąca do Dariusza Michalczewskiego, właściciela znaku towarowego Tiger. Były bokser zerwał umowę z tą firmą pod koniec 2010 r., ponieważ przestała mu płacić za korzystanie ze znaku. Licencji udzielił grupie Maspex, która wprowadziła na rynek swoją wersję napoju Tiger. Na razie firma ta nie podaje, jakie wyniki notuje jej energetyk. Dorota Liszka, rzecznik prasowy Maspeku przyznaje jedynie, że są coraz lepsze.
FoodCare, który uważa się za autora sukcesu tigera – wyprzedził red bulla i został liderem polskiego rynku napojów energetycznych – nie zamierza zrezygnować z marki i zapowiada walkę przed sądem.
Tymczasem na zamieszaniu wokół tigera zaczęli korzystać jego konkurenci. W pierwszym kwartale tego roku o 27 proc. urosła sprzedaż marki Riders należącej do firmy Ustronianka. Udziały rynkowe o niecały 1 pkt proc. poprawiła Green Up należąca do spółki Herbapol Lublin. Natomiast o 69 proc. urosła wielkość sprzedaży trzeciej na rynku marki Burn należącej do koncernu Coca-Cola.
Napojowy gigant, tak jak pozostali gracze, podkreśla, że lepsze wyniki zawdzięcza realizowanej strategii, a nie zamieszaniu na rynku. Iwona Jacaszek, dyrektor ds. korporacyjnych Coca-Cola HBC Polska, tłumaczy, że firma m.in. wprowadziła na rynek burna z dodatkiem soków. Dodaje także, że Coca-Cola koncentruje się na działaniach promocyjnych w dużych miastach, gdzie popyt na napoje energetyczne jest największy.