- W ostatnich sześciu miesiącach znacznie pogorszyła się moralność płatnicza polskich firm transportowych - alarmuje ekspert wywiadowni gospodarczej Dun a& Bradstreet Tomasz Starzyk. Zadłużenie branży - to niespłacane w terminie - w porównaniu z ubiegłym rokiem znacznie wzrosło. Najgorzej było w kwietniu, gdy długi przekroczyły 63,6 mln zł i były o przeszło 60 proc. wyższe niż w tym samym miesiącu przed rokiem. Choć w czerwcu poziom zadłużenia nieco się zmniejszył - do 48,8 mln zł, to i tak o przeszło jedną czwartą przekraczał wielkość ubiegłoroczną.
Jak pokazują dane HBI Polska, w posiadaniu polskich przedsiębiorców zarejestrowanych jest blisko 587 tys. samochodów ciężarowych. Do tej liczby należy dodać blisko 95 tys. ciągników samochodowych. – To pokazuje, że jest to znaczna część polskiego sektora biznesu motoryzacyjnego dodaje Starzyk.
Transportowcy przyznają, że sami mają kłopoty z egzekwowaniem należności: - Nasi przewoźnicy nie dostają na czas pieniędzy za wykonane usługi. Jeśli doliczyć do tego wzrost kosztów widać, że kondycja branży słabnie - mówi Tadeusz Wilk ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Koszty uderzają w branżę wyjątkowo boleśnie. Pierwszy problem to wysokie ceny paliw. Drugi - wzrost opłat drogowych, do czego przyczyniło się do tego wprowadzenie e-myta. Co prawda, w umowach z klientami firmy transportowe zastrzegają, że wzrost cen paliw automatycznie pociąga za sobą wzrost ceny usługi. Ale w praktyce egzekwowanie takich zapisów jest nieskuteczne. - Na rynku panuje ogromna konkurencja, więc walka z klientem o dodatkową zapłatę jest ryzykowna. Może bowiem sprawić, że firma utraci go na dobre - tłumaczy Wilk.
Jeszcze bardziej niż paliwa uderzają w transport drogowy (przede wszystkim w przewozy krajowe) koszty e-myta. Przewoźnicy przyznają, że starają się omijać objęte nim drogi krajowe i korzystają z lokalnych. To z kolei budzi protesty samorządowców i mieszkańców – ciężarówki coraz bardziej blokują małe miejscowości.