Technologiczna spółka pierwotnie liczyła, że zbierze od 4 do 5 mln zł. – Sprzedaż akcji w ofercie prywatnej zbiegła się w czasie z załamaniem koniunktury giełdowej. Część inwestorów, która wcześniej wyrażała zainteresowanie papierami, odstąpiła od złożenia zapisów – wyjaśnia Tadeusz Czichon, wiceprezes ATM odpowiedzialny za finanse. Giełdowy ATM jest głównym akcjonariuszem mPaya i nie sprzedawał jego akcji. – Nie byliśmy zainteresowani taką operacją, bo mPay szybko rośnie, a rynek, na którym działa, ma bardzo dobre perspektywy i dynamicznie się rozwija – oświadcza Czichon.

2,5 mln zł wyniosła wartość nowych akcji mPay sprzedanych inwestorom

W 2010 r. mPay miał prawie 2 mln zł przychodów (155 proc. więcej niż rok wcześniej) i 1,7 mln zł straty operacyjnej (w 2009 r. wynosiła 4,6 mln zł). Po sześciu miesiącach tego roku obroty sięgnęły 1,24 mln zł, czyli były o 15 proc. wyższe niż w analogicznym okresie 2010 r. Firma osiągnęła jednak aż 55-proc. wzrost marży na sprzedaży, co było możliwe m.in. dzięki ograniczeniu kosztów oraz poszerzeniu zakresu świadczonych usług. Spółka, dzięki umowie z MasterCard, oferuje od niedawna m.in. możliwość płatności z użyciem telefonu komórkowego bez konieczności wcześniejszego dokonywania przelewu na konto elektronicznej portmonetki. Pozytywne efekty tych zmian widoczne były już w II kwartale. W tym okresie mPay miał blisko 1 mln zł sprzedaży i tylko 2,5 tys. zł straty operacyjnej. Kolejne kwartały, według Czichona, powinny być jeszcze lepsze.

mPay liczy szczególnie na wzrost liczby klientów, którzy korzystają z komórek do regulowania płatności. Dlatego część pieniędzy zebranych z rynku chce wydać na promocję i popularyzację płatności mobilnych. Na razie, korzystając z mPaya, można np. kupować bilety na przejazdy komunikacją publiczną w Warszawie, Krakowie czy Białymstoku. W 12 miejscowościach można w ten sposób płacić za parkowanie. Telefon może też służyć do zakupów internetowych czy przelewów między elektronicznymi portmonetkami.