W Maine, największym ze stanów Nowej Anglii, cena żywych homarów spadła do nawet 1,3 dol. za funt (około 0,45 kg). Tak niska nie była już od 40 lat. Rok wcześniej oscylowała między 3,5 a 4 dol., co według stowarzyszeń poławiaczy już było granicą opłacalności ich działalności. Teraz hurtownicy płacą jeszcze mniej, bo w amerykańskich wodach Atlantyku skorupiaków tych jest w tym roku wyjątkowo dużo. W niektórych portach poławiacze, według których przy obecnych cenach nie opłaca się wychodzić w morze, próbowali zapobiec homarowej „klęsce urodzaju" unieruchamiając na kilka dni swoje łodzie, ale niewiele wskórali. Inni woleli bowiem zwiększyć połowy, aby ilością złapanych homarów zrekompensować sobie spadek ich cen.
Homarowe konflikty
Populacja amerykańskiej odmiany „kardynała mórz", występującego w wodach północnego Atlantyku, rośnie już od lat 80. za sprawą przełowienia dorsza i łupacza, jego naturalnych wrogów. Na ten długotrwały trend nałożyły się jednak w tym roku czynniki pogodowe - wyjątkowo łagodna zima i dość ciepła wiosna - które sprawiły, że już z początkiem czerwca, o ponad miesiąc wcześniej, niż zwykle, wyrośnięte homary opuściły zimowiska na dnie oceanu i zaczęły zrzucać stare pancerze. To właśnie skorupiaki po wylince, których nowe pancerze są jeszcze miękkie a mięso słodsze, niż wcześniej, są wakacyjnym przysmakiem w restauracjach Nowej Anglii. A że ich wysyp nastąpił jeszcze zanim na dobre zjechali się tam turyści, ceny poszły w dół.
Homary świeżo po wylince są jednak spożywane wyłącznie blisko miejsca połowu. Na większe odległości transportuje się okazy, których pancerze już stwardnieją, a do Europy trafiają przede wszystkim takie, które noszą pancerze sprzed roku. I nie tylko z USA, ale też z Kanady. Tymczasem poławiacze z kanadyjskich prowincji Nowa Szkocja, Nowa Fundlandia i Nowy Brunszwik, którzy sezon zaczynają nieco później niż amerykańscy, wynegocjowali u hurtowników i przetwórców ceny zbliżone do ubiegłorocznych. W tym celu blokowali nawet transport skorupiaków z Nowej Anglii, których większość przetwarzana jest właśnie w Kanadzie.
Smak nie zależy od ceny
To, oraz stałe koszty przewoźników i dystrybutorów sprawia, że w restauracjach i supermarketach poza północnym-wschodem USA spadek cen homarów jest mało odczuwalny. Na cenowe okazje nie mają też co liczyć konsumenci w Polsce. – W ostatnim okresie nie zaobserwowaliśmy spadku cen homarów. Przeciwnie, ceny z ostatnich miesięcy należą do wysokich – powiedziała „Rz" Ewa Goldschneider, właścicielka internetowych delikatesów La Maree, które zaopatrują w przysmaki kuchni francuskiej i włoskiej m.in. restauracje. Sprzedają one zarówno homary odmiany europejskiej, jak i amerykańskiej. Te pierwsze są rzadsze – według FAO stanowią tylko 3 proc. odławianych homarów, podczas gdy ich amerykańscy krewniacy 55 proc. (resztę stanowią odmiany ciepłowodne) – i droższe, ale też często uchodzą za smaczniejsze. W La Maree za kilograma żywych skorupiaków (jeden osobnik waży 0,4-0,6 kg) tego gatunku klientów detaliczny zapłacić musi 228 zł. Popularniejsze homary amerykańskie są po 169 zł za kg. W konkurencyjnym sklepie internetowym vipdelikatesy.pl kosztują około 110 zł za kilogram.
- To, że kanadyjskie homary są tańsze, nie znaczy, że są gorsze. Po prostu ich podaż jest większa. Według mnie, mają one smaczniejsze mięso, bo żyją w zimniejszych wodach, niż homary francuskie – tłumaczy „Rz" Marcin Legat, szef kuchni warszawskiej restauracji L'Arc Varsovie serwującej potrawy kuchni francuskiej. Na jej potrzeby żywe skorupiaki sprowadza z Kanady niemiecki dystrybutor. – Od zeszłego roku ceny homarów praktycznie się nie zmieniły. Za kilogram nadal płacimy około 123-126 zł za kg. Ale kilka lat temu homary były droższe – mówi. Złoty jest dziś o około 25 proc. słabszy wobec dolarów kanadyjskiego i amerykańskiego, niż był w ciągu kilku lat przed światowym kryzysem, a związany z tym wzrost kosztów importu zniwelował spadek cen skorupiaków w krajach ich połowu. - Homary sprowadzamy z Kanady, skąd przyjeżdżają do nas żywe w basenach. Ich cena nie zmieniła się drastycznie w ostatnich latach – przyznaje Artur Grajber, szef kuchni hotelu Sheraton w Warszawie. - Z pewnością bylibyśmy w stanie znaleźć tańszą ofertę, ale dla mnie jakość produktów, które serwuję w hotelu jest priorytetem – dodaje.