Przemysł z kolei radzi wyłączyć emocje – bo liczy na inwestycje w technologicznej, lotniczej branży.
Podczas dorocznej odprawy kierowniczej kadry sił zbrojnych generałowie przekonywali prezydenta, premiera i szefa MON, by transakcję zakupu za ok. 8 mld zł 70 nowoczesnych helikopterów wsparcia pola walki traktować priorytetowo, nie tylko ze względu na napięcie za wschodnią granicą. Ta największa transakcja armii od czasu zakupu samolotów F-16 ma usprawnić siły zbrojne pod względem transportowym, ale też zwalczania okrętów podwodnych i ratownictwa.
Atmosferę wokół „przetargu dekady" podgrzewa świadomość, że zwycięzca będzie miał ułatwiony dostęp do kolejnych zamówień. Wojsko już planuje dokupienie w przyszłości kolejnych kilkudziesięciu śmigłowców, w tym w wersji bojowej.
Nic dziwnego, że Inspektorat Uzbrojenia MON kończył poprzedzający przetarg dialog techniczny z producentami pod ogromną presją. To od ustaleń ze światowymi potentatami w branży śmigłowcowej: AgustaWestland, Airbus Helicopters (d. Eurocopter) i Sikorsky Aircraft, będą zależały ostateczne warunki zamówienia.
Do niedawna panowało przekonanie, że przetarg rozegra się między śmigłowcowymi potęgami, które wcześniej zainwestowały we własne fabryki w Polsce. Jedną z nich, uważaną za faworyta, jest amerykański Sikorsky Aircraft, który jeszcze w zeszłej dekadzie przejął PZL Mielec i oferuje powstające na Podkarpaciu najnowsze wersje sprawdzonych w wielu konfliktach i armiach black hawków S-70i.