Co kupi Chińczyk?

Były premier Kazimierz Marcinkiewicz wspominał niedawno o planie stworzenia polsko-chińskiego funduszu, który pomagałby firmom z Polski podbijać azjatycki rynek. Polskie Chińczyk kupi, ale czego nie wybierze w sklepie?

Publikacja: 21.05.2014 13:11

Co kupi Chińczyk?

Foto: Bloomberg

Na pewno nie będzie to japoński samochód. Według ostatnich sondaży ponad połowa konsumentów Państwa Środka, aż 51 proc., nie zdecydowałaby się na auto made in Japan. Firma Bernstein Research przebadała 40 tys. klientów i ten wynik nie pozwala wątpić w to, że nastroje w Chinach są delikatnie mówiąc antyjapońskie.

Japończyka nie kupi

Japończycy zasłużyli sobie na to głównie poprzez decyzje polityków. Zajęcie wysp Senkaku, które Chiny uznawały za swoje; powrót do odwiedzania świątyni Yasukuni, w której leżą japońscy zbrodniarze wojenni; niedawna chęć rewizji oceny japońskich działań wobec ludności podbijanych krajów podczas II wojny światowej – to wszystko działa na niekorzyść wzajemnych relacji między Pekinem a Tokio. Gdy sytuacja zaczęła się zaogniać, w połowie 2012 roku przez Chiny przetoczyła się fala protestów skierowanych przeciwko Japonii, na ulicach palono i wywracano wszystkie Hondy i Toyoty. Stąd niechęć chińskiego konsumenta do japońskich aut.

Zamieszki spowodowały odwrót japońskiego kapitału z Chin – w 2013 roku zmniejszył się o 32 proc. do 9,1 mld dolarów. W tym samym czasie Japonia przeniosła produkcję w dużej mierze do rejonu Azji Południowo-Wschodniej, czyli do Indonezji, Malezji, Tajlandii, Filipin i także do Wietnamu. Skala tych inwestycji uległa podwojeniu w ubiegłym roku od 9 mld w 2012 do 19,85 mld dolarów w ubiegłym roku. Chiny pozostają wciąż ogromnym rynkiem, którego znaczenie i możliwości trudno zignorować, ale aż ¾ ankietowanych przez japońską organizację handlu zagranicznego JETRO rodzimych przedsiębiorstw wskazało chęć rozwinięcia działań w krajach ASEAN. Odsetek wzrósł z poziomu 56 proc. w 2011 roku. Chęć ekspansji w Chinach zmalała do 57 proc. z 68 proc. notowanych w 2011 roku.

Japonia pracuje nad odbudową swojej pozycji, ponieważ chiński rynek jest zbyt duży, by go zlekceważyć, ale powrót do wcześniejszego postrzegania swoich produktów przez tamtejszych konsumentów to zadanie trudne. Szczególnie trudne, ponieważ antyjapońskie nastroje są najsilniejsze nie w wielkich miastach o ustabilizowanych rynkach, ale w mniejszych ośrodkach, jak Changsha, Dongguan i Xian, które dopiero na dużą skalę się rozwijają. To w nich analitycy upatrują przyszłość rozwoju chińskiego rynku.

Niemca chętnie kupi

Z badań wychodzi główny wniosek – Chińczycy najbardziej chcą samochodów niemieckich. Berlin może być spokojny o swoją pozycję w Chinach. To stoi w sprzeczności z obrazem japońskich aut, jaki rysują ankietowani. Japońskie samochody są według nich bardziej ekonomiczne w dłuższym okresie i o wiele wygodniejsze niż niemieckie czy amerykańskie. Japońskie marki wygrywają także z tymi z Korei Południowej, jak Hyundai i Kia. Muszą jednak brać pod uwagę poprawę konkurencyjności, ponieważ Nissan Motor, jeden z liderów sprzedaży na chińskim rynku, kojarzony jest z marką dla osób starszych, z dużymi rodzinami i z niezbyt wysokimi dochodami. Rynek samochodów luksusowych w Chinach to kolejne wyzwanie – jedynie 41 proc. Chińczyków, którzy liczą się z wydatkiem powyżej 300 tys. juanów, czyli ponad 48 tys. dolarów na samochód, rozważyłoby zakup „Japończyka".

A rząd chce promować Chińczyki

Nawet chińska armia ogłosiła niedawno, że kończy z zamówieniami na zagraniczne samochody i przechodzi na rodzime Hongqi. Nazwa oznacza dosłownie czerwoną flagę. To samochody, które w Chinach przeszły do historii jako limuzyny dygnitarzy. Swoje Hongqi mieli: przewodniczący Mao (model wyposażony w spluwaczkę, Mao nie mył zębów i miał – delikatnie mówiąc – awersję do dbania o higienę osobistą), Deng Xiaoping, a nawet podczas oficjalnej wizyty w 2013 roku prezydent Francji Francois Hollande.

Chiński rząd daje do zrozumienia, że kontrakt na Hongqi oznacza odejście od zbytniego luksusu i koniec z promowaniem bogactwa, jednak obecnie samochody tej marki stają się chińskim odpowiednikiem Bentleyów czy najdroższych Mercedesów. Najnowszy model Hongqi, sedan H7, którego tysiąc sztuk kupiła armia, kosztuje 77 tys. dolarów. Podobnie jak słynny model Forda T H7 jest dostępny tylko w czarnym kolorze, ale za to oferuje pasażerom (tym VIPowskim, podróżującym na tylnych siedzeniach) zaawansowany system klimatyzacji oraz masujące fotele.

Jeżeli zatem nie Japończyk i nie Niemiec, to właśnie Chińczyk jest obecnie obiektem zainteresowania chińskiego klienta. Takie podejście forsuje rząd. Upłynie jeszcze trochę czasu, zanim strategia stanie się faktem. Jak na razie w 2013 roku w ciągu pierwszych 9 miesięcy koncern FAW, producent Hongqi, sprzedał jedynie 3 tys. sztuk. BMW i Audi, czyli reprezentanci niemieckiej filozofii samochodowej potrzebowali na sprzedanie takiej samej liczby aut zaledwie... 3 dni.

Na pewno nie będzie to japoński samochód. Według ostatnich sondaży ponad połowa konsumentów Państwa Środka, aż 51 proc., nie zdecydowałaby się na auto made in Japan. Firma Bernstein Research przebadała 40 tys. klientów i ten wynik nie pozwala wątpić w to, że nastroje w Chinach są delikatnie mówiąc antyjapońskie.

Japończyka nie kupi

Pozostało 92% artykułu
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Rok nowego rządu – sukcesy i porażki w ocenie biznesu
Biznes
Umowa na polsko-koreańską fabrykę amunicji rakietowej do końca lipca
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Polska kupiła kolejne nowoczesne bezzałogowce w USA i... sprzedaje bezzałogowce obserwacyjne Malezji