Reklama

Służbowe party po japońsku

Wierni jednej korporacji pracoholicy. Tak najkrócej można określić Japończyków. Ale znajdują także czas na wyjście ?z kolegami. Tyle że to koledzy z pracy, a wyjście wcale nie jest takie nieformalne. Rezygnacja z niego może przekreślić awans.

Publikacja: 28.06.2014 05:00

W założeniu sklepy sieci 7-Eleven mają być czynne od 7 rano do 11 wieczorem. Ale w Japonii często są

W założeniu sklepy sieci 7-Eleven mają być czynne od 7 rano do 11 wieczorem. Ale w Japonii często są otwarte przez całą dobę

Foto: Bloomberg, Akio Kon Akio Kon

 

W oknie drapacza chmur vis-à-vis tokijskiego hotelu Hilton całą noc pali się światło. Nie dlatego, że jest tak wysoki i musi być widoczny dla samolotów. One nie latają nad centrum Tokio.

W tym biurowcu całą noc pracują ludzie.

A jak nie pracują, to drzemią z głową opartą na biurku.

Przez kolejne noce światło w budynku gaśnie to o 2, to o 3. Europejczyk może nie spać w Tokio o tej porze, bo u niego w domu jest 8 albo 9 wieczorem. Dla tokijczyków ta pora oznacza resztę nocy spędzoną w pracy.

Reklama
Reklama

Metro kursuje od 5 do 23. Taksówki są niedrogie, ale też zależy, dokąd się jedzie, bo miasto jest rozciągnięte na kilometry. Są autobusy, ale w nocy kursują rzadko. Jaki stąd wniosek? Że jeśli uciekło ostatnie metro, to można jeszcze trochę popracować.

Albo wyjść do sklepu 7-Eleven i kupić coś do jedzenia. Od godz. 20 porcje sushi są przecenione i 12 kawałków, z naprawdę świeżym tuńczykiem i ośmiornicą, kosztuje nie więcej niż 2 dol. Kilkadziesiąt jenów kosztują ryżowe kanapki onigiri zawinięte w glony. Kupić tam można też koszulę, bieliznę na zmianę, skarpetki. Nawet czarny krawat, gdyby się okazało, że akurat ktoś ma następnego dnia pogrzeb, a nie było czasu pojechać do domu się przebrać.

No i w bród alkoholu. Sake w kartonikach z rurką. Jeśli ktoś nie lubi na zimno, zawsze może w pracy podgrzać. A potem przyjemnie się zdrzemnąć gdzieś na ławce. Taki zmęczony człowiek jest normalnym widokiem na ulicy czy stacjach kolejowych. I jest bezpieczny, bo najczęściej nie ma go z czego okraść.

Pieniądze u kobiety

Bo pieniądze w Japonii trzymają kobiety. I to one decydują, na co i kiedy mają być wydawane. Żonaci mężczyźni dostają kieszonkowe, z którego muszą opłacić rachunki za telefon, lunch, no i oczywiście udział w nomikai, czyli wyjściu z kolegami z pracy na drinka.

Jak wynika z badań Shinsei Bank, średnie kieszonkowe nie przekracza 39,6 tys. jenów, czyli niespełna 400 dol. To nie jest dużo, bo jeśli ktoś nie jest w stanie wytrzymać do wieczornego przecenionego sushi, przyjdzie mu zadowolić się miską makaronu soba bądź udon w zupie albo z dodatkami. Od 240 jenów w górę, zależnie od dodatków. Nomikai to już znacznie droższa przyjemność – średnio ok. 3 tys. jenów.

Te 400 dol. oznacza, że żona jest wyjątkowo hojna. Jeśli już tak jest, to zdarza się, że mężczyzna, idąc do pracy, dostanie jeszcze bento, czyli pudełko z lunchem. Ale zdarzają się kieszonkowe np. tylko po 10 tys. jenów.

Reklama
Reklama

Sami Japończycy zauważają, że to popracowe picie robi się już coraz mniej popularne. Bo kosztuje drogo i długo trwa. W końcu nie ma mowy, aby opuścić party, zanim wyjdzie szef. A dopóki jest, trzeba pić, i robią to i kobiety, i mężczyźni.

Shinsuke Suzuki, konsultant biznesowy, uważa jednak, że ilekolwiek by panie dawały panom, nomikai i tak nie zniknie.

Najczęściej etyka nakazuje Japończykom samym się zwolnić, gdy widzą, że nie ma dla nich pracy

– To bardzo ważna część życia korporacyjnego. I powiedzmy sobie prawdę. Niełatwo dostać awans. Jeśli ktoś zbyt często wymiguje się od wyjścia na drinka po pracy, nie ma co na to liczyć. W mojej praktyce jako konsultant współpracowałem z kilkudziesięcioma firmami i widziałem, jakim błędem było, kiedy niektórzy pracownicy nie byli w stanie zrozumieć, jak ważne jest nomikai – mówi Suzuki. – Po prostu idziesz – awansujesz. Nie idziesz, zapomnij o awansie. To wszystko.

Jego zdaniem pójście na drinka po pracy, zwłaszcza gdy idzie także szef, to żaden gorszący zwyczaj, tylko pokazanie, jak bardzo z pracą jesteśmy związani. – Jeśli ktoś nie jest pracownikiem posiadającym wyjątkowe umiejętności techniczne, to tak naprawdę niczym się nie wyróżnia. Jeśli więc zależy ci na awansie, nie ma innego wyjścia, jak iść na party, obojętne, czy tego chcesz czy nie. I jest to znacznie efektywniejsze niż praca w biurze do 2 w nocy – mówi.

Przyznaje, że wielu Japończyków buntuje się przeciw takiemu postrzeganiu. Ale najczęściej po pracy pójdą na jednego, drugiego, trzeciego. Liczba lokali i lokalików, gdzie można się napić alkoholu, jest niebywała.

Reklama
Reklama

No dobrze. Ale przecież to kosztuje, a kobiety coraz mniej chętnie dają pieniądze na alkoholowe pogaduchy. – Po pierwsze, można sobie darować lunch albo przekonać żonę, że takie wyjście to inwestycja, bo zawsze awans oznacza więcej pieniędzy. Może twój organizm nie będzie zadowolony, ale twój portfel z pewnością utyje – uważa Suzuki. A nie ma szansy, żeby odmówić napicia się z szefem. To największa możliwa obraza.

To dlatego podczas spotkania w większym gronie pracownicy wyraźnie się ożywiają, kiedy podchodzi do nich szef. On sam najczęściej bacznym okiem sprawdza, czy wszyscy mają coś w kieliszkach (szklankach), a potem wszyscy zgodnie i z szerokim uśmiechem mówią „Kanpai!" (na zdrowie!). I można rozmawiać dalej. Bo szef po rzuceniu kilku żartów odchodzi do kolejnej grupy i rytuał się powtarza.

Jak to się dzieje, że tak mało jest w Japonii wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców? Bo pijany z zasady nie wsiada do auta. Prześpi się w pracy albo w malutkiej hotelowej dziupli.

Od stażu do emerytury

Co Japończyków trzyma tak długo w jednym miejscu pracy? Ten kraj jest znany z tego, że większość pracowników zaczyna od stażu w jednej firmie i pod koniec życia zawodowego odchodzi na emeryturę. Na spotkaniach w japońskich korporacjach możemy usłyszeć o zespołowym duchu czy pracy zespołowej, ale nie oznacza to nic innego jak lojalność wobec pracodawcy i szefa. Który zresztą wcześniej był tak samo lojalny wobec swojego szefa.

To co, że ta praca zespołowa doprowadza do skrajnego wyczerpania, że często pracownicy śpią z głowami na biurkach? – Że zdarza się to w ciągu dnia? Nie szkodzi. Przecież każdy może zostać po godzinach i odpracować przespany czas – mówi Suzuki.

Reklama
Reklama

Zresztą nie ma chyba Japończyka, który nie powiedziałby, że jest dumny ze swojej firmy. I jest nie do pomyślenia, by ktoś wyszedł o 18, bo skończył się czas pracy, choć praca się nie skończyła. Chyba że chodzi o pracowników na taśmie pracujących na trzy zmiany, jak to jest w większości fabryk, które nadal chcą nadrobić czas utracony z powodu tsunami.

Wielu pracodawców mówi o pracownikach „rodzina". Tym trudniej było im prowadzić restrukturyzację zatrudnienia, kiedy przyszedł kryzys w ?2008 r. i potem kolejny w 2011, po tsunami. Najczęściej jednak etyka Japończyków nakazuje im samym się zwolnić, kiedy widzą, że nie ma dla nich pracy. Szef nie daje zleceń, maszyna stoi.

Mimo tych godzin w pracy według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) statystyczny Japończyk przepracowuje średnio 1747 godzin wobec średniej w krajach OECD wynoszącej 1765. Ale OECD ma swoje dane, a Japończycy swoje, które dowodzą, że 85 proc. pracuje w nadgodzinach, które nie były rejestrowane.

Z kolei badania prof. Kazuya Ogury z Waseda University mówią, że 20 proc. zatrudnionych w wieku 20–40 lat pracuje ponad 60 godzin tygodniowo, czyli albo ludzie ci zostają w pracy na weekend, albo pracują codziennie po cztery godziny więcej.

Taki system pracy powoduje, że Japończycy są coraz bardziej zmęczeni. I zbyt zajęci, by poszukać męża czy żony.

Reklama
Reklama

Młoda dziewczyna – a jakże, przed chwilą wypiła sake po toaście z szefem – mówi, że właśnie kupiła sobie mini, którym codziennie dojeżdża do pracy w biurze prasowym jednej z największych firm motoryzacyjnych. Zarabia chyba bardzo dobrze. Ma torebkę Chanel i ciężką złotą bransoletkę.

– Na razie nie myślę nawet o małżeństwie – mówi. Wygląda na dwadzieścia kilka lat. – Nie, nie mieszkam z rodzicami, chociaż mam dopiero 35 lat ?– dodaje sama z siebie. Czyli niedługo zacznie się zaliczać do tych 9 proc. Japonek, które nie zamierzają zakładać rodziny. W 1987 r. było ich 4,5 proc.

Przy tym udział kobiet w rynku pracy to już 42,1 proc. I nie stało się to dzięki temu, że państwo zapewnia opiekę dzieciom, gdy matka pracuje. Bo nie ma takich żłobków, które zapewniałyby opiekę do 10 wieczorem.

Rząd chce zmienić podejście firm

Premier Shinzo Abe naciska na korporacje, aby zerwały z typowymi japońskimi zwyczajami i zbliżyły kulturę do tej w krajach zachodnich.

Teraz chce, by tzw. abenomika, czyli jego styl polityki gospodarczej, nie ograniczała się do stymulowania wzrostu, ale oznaczała też zastrzyk innowacji i konkurencji na rynku wewnętrznym. Po przeprowadzeniu przez parlament tylko w tym roku 98 ustaw gospodarczych (m.in. obniżenie podatku dla firm, który wynosi 35 proc., a za dwa lata ma to być 30 proc.) chce uderzyć w japońską korporacyjną świętość: powiązania kapitałowe między wielkimi firmami. Dotąd koncerny nawzajem wykupowały swoje akcje, by się obronić przed potencjalnym zagrożeniem z zewnątrz. Japońscy prezesi, nazywani klubem oldboyów, byli więc przez lata bezkarni, mimo że decydowali o nietrafionych inwestycjach, odmawiali wycofywania się z nierentownych biznesów, gromadzili gotówkę, pozostawiając akcjonariuszy bez dywidendy. Rząd szykuje też kodeks prawa handlowego, który zmusi firmy do zatrudniania ludzi niezwiązanych z firmą latami czy zapewni formalną opiekę osobom, które ujawnią nieprawidłowości w zarządzaniu. Zdaniem rządu dla takich układów nie ma miejsca, jeśli Japonia chce pozyskiwać inwestycje zagraniczne.

W oknie drapacza chmur vis-à-vis tokijskiego hotelu Hilton całą noc pali się światło. Nie dlatego, że jest tak wysoki i musi być widoczny dla samolotów. One nie latają nad centrum Tokio.

W tym biurowcu całą noc pracują ludzie.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Reklama
Materiał Partnera
Budowa stoiska na targach nigdy nie była tak prosta, jak z systemem Matrix
Biznes
Microsoft wycofuje chińskich inżynierów z obsługi Pentagonu
Biznes
Putin zamyka Rosjan w Rosji. Wracają czasy komunistycznej izolacji
Biznes
Największy kawałek Czerwonej Planety sprzedany. Tajemniczy nabywca
Biznes
Traktat Niemcy–Wielka Brytania, ofensywa drogowa, rosyjskie banki na krawędzi
Reklama
Reklama