Nie chodzi o recenzje związane z jej jakością i pomysłami na utwory. Podstawowym obiektem krytyki w przypadku premiery „Songs of Innocence" był sposób jej dostarczenia do odbiorców. Na miesiąc przed oficjalnym debiutem każdy użytkownik iTunes mógł pobrać album na urządzenia od Apple.

Historyczna premiera

Premiera miała być historyczna, masowa i taka, jakiej jeszcze nie widział świat. Równoczesna dla ponad 500-milionowej publiczności. Zanim jednak zaczęto zliczać jej popularność, okazywało się, że użytkownicy gadżetów z jabłkiem zostali tym podejściem U2 poirytowani a nie docenieni. Po kilku dniach od udostępnienia nowej płyty firma musiała dołożyć do swojego sklepu z muzyką i aplikacjami specjalną funkcjonalność, która uwalniała od konieczności ściągania płyty za darmo.

Kiedy można było wreszcie przyjrzeć się wynikom pierwszego miesiąca obecności nowych nagrań na rynku, liczby stawiały „Songs of Innocence" na 39. pozycji najchętniej kupowanych albumów wszech czasów. Płytę ściągnęło 26 mln osób, czyli ok. 5 proc. z ogólnej liczby użytkowników iTunes. Tyle samo fanów kupiło wydany w 1999 roku debiutancki album „... Baby One More Time" Britney Spears. Dodatkowo 81 mln odsłuchało choć jednego utworu z płyty irlandzkich muzyków. 13 października ukazała się „SoI" w odsłonie dostępnej wszędzie i dla wszystkich, poszerzona o dwa nowe utwory, jeden remiks, jedną wersję alternatywną oraz sześć akustycznych wersji piosenek z albumu.

Okazją do krytyki

Po raz kolejny teoretycznie nic nie wskazywałoby na możliwość kolejnej fali krytyki pod adresem lubianego na świecie zespołu, jednak jego lider, Bono musiał odpowiadać na negatywne głosy otrzymywane od użytkowników Facebooka. Podczas wirtualnego spotkania z nim posypały się zarzuty o nieuzasadnionej megalomanii U2, o tym, że narzucanie wszystkim odbiorcom iTunes obcowania ze swoim nowym produktem było zwyczajnie niegrzeczne. Bono odpowiadał, że chciał być z kolegami hojny i że nie zdawał sobie sprawy, że komuś może tym samym sprawić kłopot. Tłumaczył, że artyści miewają czasem takie ambitne pomysły, którym dają się ponieść, że do wszystkiego doszło ze względu na niefortunne połączenie takiej megalomanii, szczodrości, autopromocji i ogromnej obawy, że po utworach, w które włożyło się tyle życia i pracy, mogłoby nie pozostać nic. Poza Facebookowiczami U2 dostało się także od innego muzyka, Iggy'ego Popa. Według niego takie oddawanie swoich utworów za darmo, było krokiem mającym jedynie podtrzymanie własnego PRu, a nie chęcią dzielenia się nową jakością.

Masowa i nieuzasadniona

Jednak 26 mln pobrań nowego albumu to o wiele lepszy wynik niż 5 mln poprzedniego wydanego w 2009 roku. I wciąż trudno się Irlandczykom dziwić, że chcieli zadbać o popularność i wykorzystać wszelkie możliwe kanały, jakie daje obecna technologia. Pani Galewska, muzyk i wokalistka, która także bardzo aktywnie korzysta ze wszelkich nowinek technologicznych, komentuje - uważam, że Bono nie jest osobą, która powinna przepraszać za całe zajście. Nie jego winą było, że muzyki nie dawało się pierwotnie usunąć. Winę ponosiła firma, która odpowiadała za poprawne i coraz lepsze funkcjonowanie własnych sprzętów czyli Apple. Muzyk musi myśleć o promocji, zatem wykorzystuje każdą możliwość, żeby dotrzeć do jak największego grona odbiorców. Pomysł wydał się doskonały - przebił wszystkie możliwości portali społecznościowych. Okazał się jednak kulawy – mówi Pani Galewska i dodaje - wydaje mi się jednak, że całą sytuację zaognił fakt, że każdy mógł wyrazić swoją opinię na Facebooku. Malkontenci poczuli siłę, bo wiedzieli, że nie są sami. Bez możliwości wyrażenia negatywnych emocji na wallu nie przejęliby się pewnie tak bardzo tym gratisem, tak samo, jak ludzie nie protestują przeciwko seksistowskim reklamom proszku do prania. Mówiąc w skrócie Bono chyba bardziej przejął się tym, że ktoś źle o nim i zespole pomyślał, niż tym, że zakłócił płynność używania najważniejszego we współczesności przedmiotu, jakim jest iPhone – podsumowuje Pani Galewska.