Do wypadków dochodziło w latach 2009-2010. Samochodu miały w sposób niekontrolowany przyspieszać, doprowadzając do kolizji. Sprawa nabrała rozgłosu, gdy w 2009 roku pod San Diego zginęły cztery osoby. Śledztwo Departamentu Sprawiedliwości toczyło się niezależnie od cywilnych pozwów oraz dochodzenia w Kongresie USA. Prokuratura badała procedury wszczęte przez Toyotę.

Według prokuratora generalnego USA Erica Holdera jest to najwyższa kara finansowa nałożona na koncern samochodowy w postępowaniu kryminalnym. "Jej wysokość jest odpowiednia, biorąc pod uwagę matactwa Toyoty w tej sprawie. (Koncern) wykazał lekceważenie dla prawa dotyczącego bezpieczeństwa konsumentów".

"Zrobiliśmy duży krok, aby zamknąć za nami ten niesławny rozdział" – oświadczył Christopher P. Reynolds, główny doradca prawny japońskiego koncernu.

Toyota długo nie reagowała na raporty o wypadkach, uważając je za niezwiązane ze sobą incydenty. Potem długo szukała ich przyczyn. Eksperci od bezpieczeństwa próbowali ustalić, czy za niekontrolowane przyspieszenia samochodów odpowiadał system elektroniczny pojazdów. Jednak śledztwo przeprowadzone przez władze federalne nie potwierdziło tych podejrzeń. Według Toyoty za problemem mogą stać wycieraczki powodujące blokowanie pedału gazu oraz zacinające się mechanizmy akceleratora. Oba problemy rozwiązano odwołując tysiące aut do naprawy. Koszty tych operacji, kar i przegranych procesów (nie licząc środowej ugody) szacuje się na 1,7 miliarda dolarów.