W poniedziałek 21 grudnia ceny ropy przełamały kolejną barierę, bo notowania na poziomie 36,05 dol. za baryłkę były najniższe od 11 lat. Przy tym pod koniec roku spadki cen przyspieszyły. Brent staniał o 20 proc. tylko w ciągu ostatnich czterech tygodni i o 30 proc. od początku października.
Ole Hansen, analityk Saxo Banku, nie ukrywa, że na tym rynku nie widzi światełka w tunelu, a coraz więcej analityków wcale nie wyklucza spadku do 20 dol. za baryłkę, bo to dopiero może pobudzić OPEC do działania.
Uderzenie w budżety
Galon benzyny w Stanach Zjednoczonych kosztuje poniżej 2 dol., mimo że po 40 latach zakazu amerykańscy producenci mogą już eksportować ropę i destylaty. A w Polsce cena poniżej 4 zł za litr benzyny czy oleju napędowego jest już rzeczywistością.
Inwestorzy nie chcą ropy, i masowo ją wyprzedają. Do tego doszła jeszcze niepewność co do przyszłego rządu w Hiszpanii, mimo przewagi rządzącej partii nad konkurentami z opozycji.
Taka sytuacja stwarza coraz większe problemy dla producentów ropy. Najwięksi z nich wprawdzie nadal zarabiają na eksporcie tego surowca, bo nawet w Norwegii, Nigerii i Wenezueli, gdzie wydobycie baryłki jest najdroższe, i tak wynosi nie więcej niż 11–14 dol. Jednak obecne ceny dla większości producentów są o wiele za niskie, by zrównoważyć budżety. W Wenezueli jest to 121 dol., w Nigerii 119 dol., w bardziej realistycznie kalkulującej Norwegii – 40 dol. Dla porównania tegoroczna średnia cena ropy wg ostatnich szacunków Banku Światowego i MFW będzie wynosić 51,9 dol. w 2015 i 49,5 dol. w 2016 r. Poprzednia prognoza przewidywała cenę Brenta na poziomie 53–55 dol. Ostatnią ofiarą bardzo taniej ropy jest Azerbejdżan, który 21 grudnia został zmuszony do zdewaluowania swojej waluty.