Thad Vogler, właściciel dwóch lokali w San Francisco, właśnie zmienił zdanie, obniżył ceny i znów stworzył gościom możliwość pozostawienia dodatkowego wynagrodzenia za obsługę.
Na początku 2015 roku Vogler, podobnie jak właściciele kilku innych znanych restauracji dla klasy średniej i zamożniejszych Amerykanów, zdecydował się na rezygnację z napiwków w dwóch lokalach – Bar Agricole i Trou Normand. Aby wyrównać różnice płac między pracownikami obsługującymi bezpośrednio gości oraz pracującymi na kuchennym zapleczu, wynagrodzenia podniesiono o 20 proc., podobnie jak ceny serwowanych potraw i napojów.
Początkowa reakcja zatrudnionych była pozytywna, ale z czasem restauracja zaczęła tracić kelnerów i barmanów. Vogler szacuje, że w ciągu 10 miesięcy eksperymentu stracił około 70 proc. personelu (ok. 30 osób), które wcześniej czerpały część dochodów z napiwków. "Musieliśmy poświęcać mnóstwo czasu i energii na poszukiwanie i szkolenie kolejnych pracowników" – tłumaczył właściciel restauracji w telewizji CNN.
Jego zdaniem błędem okazały się zbyt niskie podwyżki dla kelnerów i barmanów, którzy wcześniej zarabiali średnio 35-45 dolarów na godzinę, a po zmianach tylko 20-35 dolarów. Aby utrzymać poprzedni poziom wynagrodzeń musiałbym podnieść ceny w menu nawet o 40 proc. – skarży się Vogler.
Po przywróceniu napiwków obie restauracje obniżyły ceny, ale nie o 20 proc. To pozwoliło na utrzymanie na wyższym poziomie płac pracowników zatrudnionych w kuchni.