Tekst ukazał się w kwietniowym wydaniu Magazynu Sukces
W 2008 r. Dorota Ruszkiewicz właśnie wróciła do pracy po rocznej przerwie na urodzenie i odchowanie małej Poli, gdy jej pracodawca, Japan Airlines, ogłosił oszczędności i ograniczył bazę w Londynie. Części załogi, w tym stewardesom, zaproponowano korzystne warunki odejścia. Dorota odetchnęła z ulgą. Miała za sobą kilka tygodniowych wyjazdów do Japonii, stamtąd do Australii lub Indii i nie za dobrze znosiła długą rozłąkę z dzieckiem. Nie bała się bezrobocia. Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej, z doświadczeniem w działach PR i marketingu korporacji, znająca kilka języków, w tym japoński, stewardesą została przez przypadek.
Pomysł na biznes po dziecku przyszedł sam. – Szukałam żłobka dla córki, ale nie mogłam znaleźć takiego, który choć w połowie odpowiadałby moim wymaganiom. Wszystkie były przeładowane bodźcami – z infantylnymi rysunkami misiów na ścianach, mnóstwem zabawek i grającym radiem. Przypominały raczej przechowalnie dzieci – opowiada. Jej samej – absolwentce szkoły muzycznej pierwszego stopnia w klasie fortepianu i estetce – marzyła się przestrzeń harmonijna. Wiedziała, że jeśli chce posłać córkę do miejsca idealnego, musi je stworzyć sama. Pierwszy Żłobek Muzyczny Lalilu powstał w 2010 r. w trzypokojowym mieszkaniu na Starej Ochocie. W białych wnętrzach z kilkoma wysmakowanymi malowidłami na ścianach dzieci było zaledwie siedmioro. Opiekowały się nimi osoby z wykształceniem pedagogicznym i muzycznym albo po prostu muzykalne, a już dwulatki mogły uczyć się gry na skrzypcach metodą Suzuki. Sama właścicielka przeszła kurs umuzykalniania niemowląt metodą Gordona, skończyła studia podyplomowe pedagogiki przedszkolnej i kurs dla dyrektorów placówek oświatowych. Ma za sobą także okresy fascynacji różnymi metodami wychowawczymi – od Montessori po waldorfską. Dziś w żłobku i otwartym w 2013 r. przedszkolu Lalilu wykorzystuje elementy z nich wszystkich. – Traktuję dzieci jak małych dorosłych. Dlatego staram się dostarczać im doznań, które sama uważam za wartościowe – mówi.
Dziś żłobek i przedszkole Lalilu mieszczą się w trzech willach na Starej Ochocie. W pełnych światła, prostych wnętrzach uwagę zwracają fortepiany i skrzypce. Próżno tu szukać walających się po podłodze klocków i lalek. W porze obiadu z kuchni dochodzą zapachy jak z włoskiej restauracji. To szef kuchni Wojtek wyczarowuje dla dzieci kolejne danie z produktów ekologicznych, dla niektórych również wegańskie. Kiedy starszaki kończą obiad, maluszki ze żłobka właśnie wybudzają się z drzemki. W programie dnia mają jeszcze zajęcia ze skrzypaczką, a przedszkolaki – balet lub judo. O ile w żłobku obowiązuje polski, o tyle w przedszkolu mówi się głównie po angielsku. Dorota Ruszkiewicz wiedziała, że nie wystarczy, by opiekun był anglojęzyczny. – Zależało mi na prawdziwych brytyjskich nauczycielach, twórczych i oddanych swojej pracy – tłumaczy. Bo właśnie to oddanie jest kluczowe. Tylko ono zapewnia jakość, o którą trudno w żłobkowych i przedszkolnych sieciówkach. Rekrutując personel, wszystkim każe śpiewać, ale też przyciąga osoby muzykalne. Niemal każdy z pracowników gra na jakimś instrumencie – flecie poprzecznym, gitarze, skrzypcach. W przedszkolu działa też chór prowadzony przez Agatę Steczkowską.
Dorota Ruszkiewicz wierzy, że o jakości kształcenia decyduje butikowość placówki. Choć Lalilu rozrosło się przez pięć i pół roku z jednej do kilku grup, w których łącznie uczy się blisko sto dzieci, a chętnych wciąż przybywa, nie daje się namówić na stworzenie sieci. – Mieszkam niedaleko i w każdej chwili mogę do pracy przyjść choćby w kapciach. Mam wszystko na oku – mówi właścicielka. Jej druga córka, Gaja, która na świat ma przyjść w maju, również pójdzie do Lalilu.