Rz: To chyba nie był najłatwiejszy rok dla Turkish Airlines. Kryzys imigracyjny, atak na wasze załogi w hotelu w Bamako, konflikt na linii Moskwa–Ankara. Jak to wpłynęło na wasze wyniki?
Temel Kotil: Latamy do ponad 230 portów, w tym do 10 w Rosji. W 2016 roku dodamy jeszcze kolejne dwa w Afryce. Kryzys imigracyjny nie miał wpływu na nasze operacje, a i wbrew temu, co się mówi, Rosjanie cały czas przyjeżdżają do Turcji, a nasze samoloty, zwłaszcza te odlatujące z Moskwy – takich rejsów mamy po pięć dziennie, zawsze są wypełnione do ostatniego miejsca. Ani przez chwilę nie zastanawialiśmy się nad wymianą na tych rejsach dużych maszyn na mniejsze. Więc naprawdę nie można mówić, że ucierpieliśmy z tego powodu, chociaż przyznam, że początkowo miałem takie obawy. Nie wykluczam jednak, że ucierpi masowa turystyka, że mniej Rosjan przyjedzie w 2016 roku wypoczywać w Turcji. Takich prognoz jeszcze nie ma.