Nikt nie ma jednak wątpliwości, że nieruchomości wciąż są atrakcyjną inwestycją. – Alternatyw nie ma zbyt wiele. Dopóki banki nie zaproponują lepszych lokat, dopóty mieszkanie będzie łakomym kąskiem dla inwestorów – podkreśla Tomasz Błeszyński.
Odważną tezę stawia Bartosz Turek, analityk HRE Investments. – Zakup mieszkania na wynajem opłaca się dziś nawet bardziej niż na początku roku – mówi. – Chodzi o premię za ryzyko, czyli różnicę między możliwą rentownością wynajmu a oprocentowaniem lokaty czy obligacji skarbowej – wyjaśnia. – Przed rokiem przeciętny roczny depozyt dawał zarobić 1,6 proc., a z wynajmu w Warszawie można było mieć 4,7 proc. (szacunki własne na podstawie danych NBP i Mzuri). Teraz potencjalną rentowność najmu szacuję na 4,2 proc., a przeciętna lokata daje 0,2 proc. Premia za ryzyko wzrosła z 3,1 do 4 pkt proc.
Turek jest też daleki od demonizowania wpływu najmów studenckich na cały rynek. – W Polsce jest 1,2–1,4 mln wynajmowanych lokali. Studenci zajmują 100–200 tys. Większość najpewniej zdecyduje się na przyjazd do miast wojewódzkich. Sporo uczelni będzie wymagać obecności przynajmniej na części zajęć – tłumaczy. – Do przyjazdu może kusić studenckie życie, biblioteki. W dużym mieście jest też łatwiej o pracę.
Ważne też, co dzieje się z imigracją zarobkową. – Ostatnie publikacje sugerują, że więcej Ukraińców do Polski przyjeżdża, niż z niej wyjeżdża. Imigracja może się nasilić także z kierunku Białorusi – przewiduje. Dlatego też, jak mówi Bartosz Turek, choć stawki nie będą bić kolejnych rekordów, to chętnych na najem nie zabraknie. – Sensowne oferty nie będą długo wisiały na tablicy ogłoszeń – zapewnia.
Także Barbara Bugaj uspokaja: – To nie jest tak, że rynek najmu nagle się skończy. Mimo zawirowań w długim terminie powinien się wciąż strukturalnie rozwijać, tak jak cały polski rynek nieruchomości – komentuje. – Na tym rynku pozostają osoby, które wstrzymały się z zakupem mieszkania, i te, które nie dostały kredytu hipotecznego.
Większych perturbacji nie przewiduje pośredniczka Joanna Lebiedź z Warszawy. – Utrata zdolności kredytowej przez niektóre grupy zawodowe może wymusić popyt na najem do czasu, aż sytuacja finansowa nabywcy się poprawi – potwierdza. Jej zdaniem broni się też najem studencki. – Ze względu na ewentualną drugą falę pandemii lepiej mieszkać w wynajętym lokalu niż w akademiku, gdzie w przypadku stwierdzenia wirusa kwarantanna mogłaby objąć całą studencką brać – mówi.