Warszawski rynek przewozów jest dość konkurencyjny – to tutaj jeździ najwięcej taksówek i to w stolicy najsilniejsza jest obecność międzynarodowego giganta, Ubera. To właśnie chyba w Ubera zapatrzyła się warszawska Sawa Taxi, która uznała, że 8 złotych za tzw. trzaśnięcie drzwiami, to za mało i postanowiła w niektórych godzinach naliczać dodatkową opłatę. Krzysztof Berenda, dziennikarz RMF FM sugeruje, że to nowy trend na warszawskim rynku i sugeruje, że to powód dla radości dla Ubera.

Faktycznie, 10 złotych dopłaty w godzinach szczytu nie wygląda na fortunny pomysł. Sawa Taxi zamierza naliczać ją za przyjęcie zlecenia złożonego przez dowolny kanał - telefon, aplikację lub stronę www. Jedynym sposobem na uniknięcie tej opłaty jest złapanie taksówki na ulicy lub postoju.

Praktyka ta, wbrew pozorom, nie różni się zbytnio od tego, co robi Uber. W godzinach szczytu stawki tego przewoźnika, normalnie niższe niż taryfy taksówek, rosną nawet wielokrotnie, w zależności od popytu. Klient dowiaduje się o tym jednak dopiero wtedy, gdy zamawia kurs w aplikacji Ubera. Różnica między tym, co zrobiła korporacja taksówka, a tym co zrobił Uber polega na tym, że taksówkarze wprowadzili opłatę stałą i w stałym przedziale czasowym. W obu wypadkach nie jest trudno uniknąć przepłacania - wystarczy zamówić konkurencyjną taksówkę lub skorzystać z komunikacji miejskiej, która w Warszawie jest najlepsza w kraju.

Ciężko jest stwierdzić, czy wprowadzanie opłat dodatkowych będzie trendem wśród warszawskich korporacji taksówkowych. Z pewnością jednak nie pomogłoby im to w konkurowaniu z Uberem. Zamiast podnosić ceny, powinny się one raczej skupić na tym, by podnieść jakość usług oraz zadbać o to, by klienci nie musieli pilnować taksometru w celu wychwycenia nieuczciwych taksówkarzy.