Jacek Cieślak: Zdarzyło się panu obserwować reakcję zagranicznych turystów na pana rysunki w galerii?
Andrzej Mleczko: Kraków to miasto turystyczne. W sezonie czasem odwiedza moją autorską galerię więcej obcokrajowców niż Polaków. Coraz częściej tłumaczę teksty na angielski i niemiecki, żeby były dla wszystkich zrozumiałe. I przeważnie są, szczególnie jeśli dotyczą spraw męsko-damskich. Reakcje bywają różne. Latynosi krzyczą i śmieją się głośno, Skandynawowie kontemplują w milczeniu, Amerykanie wygłupiają się i poklepują mnie po ramieniu, a z Azjatami, jak zwykle, nigdy nic nie wiadomo. Chociaż nie tak dawno odwiedziła mnie japońska studentka o wdzięcznym nazwisku Seiko Suzuki, studiująca polonistykę w Tokio i opowiedziała mi, że tam na zajęciach uczą się języka polskiego na podstawie moich rysunków. Bardzo mi to poprawiło samopoczucie. Obawiam się jedynie efektu tej nauki, bo w tekstach robię bez przerwy straszliwe błędy ortograficzne.