Prawda jest taka, że Afryki nie stać na megamiasta. Przy poziomie rozwoju na naszym kontynencie nawet największe ośrodki nie powinny liczyć więcej niż 3 mln mieszkańców. Dla ośrodków tej wielkości być może moglibyśmy zbudować w miarę rozsądną infrastrukturę transportową, kanalizacyjną czy energetyczną. Ale proces urbanizacji dawno wymknął się spod kontroli. Nigeryjczycy emigrują do Lagos, bo wieś jest w zapaści. Władze federalne przeznaczają 90 proc. dochodów dla miast, a tych pozostałych 10 proc. jest rozkradanych przez władze lokalne. Kiedy więc matka chce wysłać swoje dzieci do szkoły, okazuje się, że na wsi jej nie ma. Decyduje się więc na wyjazd do Lagos. Kiedy rolnik zbierze lepsze plony i chce je sprzedać, okazuje się, że nie może tego zrobić, bo nie ma dróg, którymi zawiózłby towar na rynek. Wpada więc w desperację, rzuca wszystko i jedzie do Lagos. Kiedy młody człowiek ogląda w internecie filmy z pięknymi samochodami, dobrze ubranymi ludźmi, bogatymi willami, staje się sfrustrowany tym, że tego wszystkiego nie ma na wsi, i postanawia wyjechać do Lagos.
Tym wszystkim ludziom udaje się realizować tu swoje marzenia?
Nie mają na to szans. Lagos zostało założone na lagunach nad Oceanem Atlantyckim, stąd jego nazwa. W XIX w. było tylko małym portem. Dlatego w drodze z lotniska do centrum miasta trzeba przejechać przez Third Mainland Bridge, bardzo długi most, pod którym rozwinęło się Makoko – największe slumsy położone na wodzie, jakie powstały na świecie. Nazywa się je Wenecją Afryki, ale to ironiczna nazwa. Przyjezdni z Europy po raz pierwszy widzą tu, jak się kończą marzenia nigeryjskich chłopów, którzy przyjechali do Lagos. Takich miejsc jest oczywiście znacznie więcej. Co najmniej 2/3 mieszkańców Lagos żyje w slumsach.
Jakie warunki tam panują?
Ekstremalne. Mieszkańcy bogatszych części miasta nigdy się tam nie zapuszczają. Ja robię to w ramach prowadzonych badań, mieszkańcy slumsów mnie znają. Ale zawsze muszę im coś ze sobą przynieść, aby mieli poczucie, że w jakiś sposób korzystają na kontaktach ze mną. W Makoko jest problem ze wszystkim, zaczynając od bezpieczeństwa. Nie ma elektryczności, dostępu do pitnej wody, szkół. Lądują tam ludzie, którzy nie są przygotowani do życia w mieście. Nie mają żadnego wykształcenia, żadnego fachu. Większość nie mówi po angielsku, wielu nie potrafi czytać i pisać. Jak więc mogą dostać pracę? Są skazani na prowadzenie handlu wzdłuż ulic Lagos, przenoszenie jakichś towarów, mycie szyb samochodów. Prace dorywcze, na których można zarobić najwyżej dolara dziennie.
I to wystarczy, żeby przeżyć? Ceny w Lagos są pewnie niższe niż w Europie?