– Jeśli zatrudnienie w górnictwie zmniejszy się do 70–75 tys. osób, to sektor wyjdzie na zero. Na lekkim plusie będzie przy 50 tys. osób pracujących w kopalniach – mówi „Rzeczpospolitej" osoba zbliżona do kręgów rządowych.
Z naszych informacji wynika, że takimi szacunkami dysponuje Ministerstwo Energii. I choć w oficjalnych wypowiedziach w ostatnich dniach przedstawiciele resortu mówią o tym, że nie jest planowane ani zamykanie kopalń, ani zwolnienia w branży, sektor jest w trakcie restrukturyzacji.
Więcej odejść
– Redukcja zatrudnienia ma następować w wyniku dobrowolnych odejść. Górnicy, którzy zostaną, będą przesuwani do pracy tam, gdzie to ma sens. A nieopłacalne części kopalń będą przekazywane do SRK – tłumaczy nasze źródło. – Rząd liczy, że z pracy w sektorze zrezygnuje do końca 2017 r. kilkanaście tysięcy osób, a liczba zatrudnionych spadnie do 70–75 tys.– dodaje.
Nie byłyby to zresztą wygórowane nadzieje. W pierwszej połowie roku zatrudnienie w górnictwie spadło o 4,3 tys. etatów, a w końcówce czerwca w kopalniach pracowało ok. 87,8 tys. osób. Z przeprowadzonych przez PGG, JSW i KHW sondaży pracowniczych wynika, że aż 9,3 tys. osób zainteresowanych jest skorzystaniem z osłon socjalnych, w tym urlopów górniczych.
– Liczba ta będzie rosła z roku na rok, bo kolejne roczniki nabywają uprawnienia emerytalne i wchodzą w okres, kiedy mogą skorzystać z urlopów górniczych. W tej chwili takich osób jest więcej niż przyjmowanych do kopalń absolwentów – twierdzi pracownik górniczej spółki.