Libańczyków na ulice wyprowadziło niezadowolenie ze sposobu, w jaki rząd traktuje kryzys polityczny. Chcą dymisji premiera i całego gabinetu. W piątek i sobotę doszło do licznych starć z demonstrujących z policją. Po obu stronach są dziesiątki rannych.

Protesty rozpoczęły się od sprzeciwu wobec nałożenia podatku na osoby korzystające z aplikacji służących do komunikacji, takich jak np. WhatsApp. Początkowo przeciwko podatkowi protestowało kilkadziesiąt osób w centrum Bejrutu, ale protest szybko przekształcił się w największą od 2015 roku demonstrację niezadowolenia z władz.

Urzędnicy, co prawda wycofali się z planów opodatkowania połączeń głosowych na WhatsAppie, ale to nie uspokoiło protestujących.

W piątek premier Saad Hariri oznajmił, że Liban "przeżywa obecnie niezwykle trudny czas". Koalicjantom dal 72 godziny na uzgodnienie reform.