Według brytyjskiego dziennika policja o 16.38 miejscowego czasu (17.38 w Polsce) otrzymała zgłoszenia o zadymieniu stacji. Z kolei BBC informowało o ludziach uciekających z miejsca zdarzenia. Reporterka BBC Helen Bushby opisywała, że widziała "krzyczących i płaczących" uciekających ludzi, porzucających zakupy. Według świadków zdarzenia, w pobliżu słychać było strzały.
Policja poinformowała najpierw, że "reaguje, jakby zdarzenie miało związek z terroryzmem" i prosiła o omijanie okolicy zdarzenia. "Jeśli jesteś w okolicy, schroń się w budynku i pozostań w środku do czasu kolejnych informacji" - ostrzegała British Transport Police.
Po trwających około godzinę działaniach, w komunikacie do mediów policja stwierdziła, że ewakuacja stacji metra "wywołała panikę, która była przyczyną licznych zgłoszeń do służb o strzelaninie". Podkreśliła, że funkcjonariusze zareagowali zgodnie z procedurami.
Wg służb nie ma doniesień o ofiarach, oprócz kobiety, która odniosła lekkie obrażenia w czasie ewakuacji ze stacji metra i Regent Street.
Media podkreślają, że w akcję nie były zaangażowane policyjne jednostki antyterrorystyczne.