Ukraińska prokuratura nie podjęła jeszcze decyzji, czy wystąpi do Polski z wnioskiem ekstradycyjnym wobec Sławomira Nowaka, by go osądzić w swoim kraju, ale tego nie wyklucza – ustaliła „Rzeczpospolita".
O tym, że Ukraina nie domaga się ekstradycji Nowaka, szef tamtejszego Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU) Artem Sytnyk mówił w poniedziałek. I dodał, że „to nie jest zasadnicze", który sąd sprawę rozpatrzy. Nasi rozmówcy w Kijowie nie wykluczają jednak, że wniosek ekstradycyjny może pojawić się w przyszłości, lecz służby, ze względu na tajemnicę śledztwa, nie zdradzają szczegółów.
– Podczas konferencji prasowej mówiono, że na razie nie ma takiej potrzeby i nic więcej nie mogę powiedzieć – ucina pytania rzeczniczka NABU Swetłana Olefir. Odsyła do Specjalnej Antykorupcyjnej Prokuratury (SAP), gdzie też nie uzyskaliśmy jednoznacznej odpowiedzi, czy ekstradycyjny wniosek wpłynie do Warszawy. Rzeczniczka SAP Olga Postoliuk przyznaje, że sytuacja jest bezprecedensowa i na razie nie ma ostatecznej wizji co do tego, w którym kraju będzie proces Nowaka. – Trwa śledztwo i jest za wcześnie, by o tym mówić – twierdzi rzeczniczka SAP Olga Postoliuk.
Tymczasem nasz rozmówca z ukraińskich służb twierdzi, że Nowak stanie raczej przed polskim sądem. – Został zatrzymany w Polsce, ma polskie obywatelstwo, więc jest logiczne, gdzie będzie sądzony – wylicza.
Szkopuł w tym, że Nowak rzekome przestępstwa korupcyjne popełnił na Ukrainie – w Polsce miał prać pieniądze, głównie poprzez swoich ludzi – Dariusza Z., byłego „GROM-owca" i Jacka P., księgowego z Gdańska. A sprawę przejmuje sąd, na obszarze którego popełniono przestępstwa.