Niebezpieczni żartownisie i fałszywe alarmy

Rozmowa z Krzysztofem Liedelem, dyrektorem Centrum Badań nad Terroryzmem w Collegium Civitas.

Publikacja: 04.03.2018 19:12

Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem na Collegium Civitas.

Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem na Collegium Civitas.

Foto: Collegium Civitas

Rzeczpospolita: W ostatnich kilku latach znacząco spadła liczba fałszywych alarmów bombowych. Z czego to wynika?

Krzysztof Liedel: Składają się na to dwie kwestie. Po pierwsze – postęp technologiczny. Chodzi o możliwości służb pozwalające zweryfikować, kto stoi za takim fałszywym alarmem. Po drugie – konsekwencja policji i wymiaru sprawiedliwości w karaniu za fałszywe alarmy bombowe. Dawniej traktowano to jako wykroczenie, tymczasem dziś – oczywiście w zależności od danego przypadku – jest to przestępstwo podlegające pod kodeks karny.

Liczba fałszywych alarmów bombowych spada, niemniej jednak w zeszłym roku odnotowano ich ponad 200. Kto za nimi stoi?

Przeważnie młodzi ludzie. Robią to albo z nudów, albo dla zabawy. Na przykład są na imprezie i spontanicznie wpadają na pomysł, aby wszcząć alarm. Traktują to jako żart czy możliwość zaistnienia w internecie. Wynika to więc z ich niedojrzałości. Ale można tu wyodrębnić jeszcze jedną grupę – osoby, które chcą przetestować służby i na własnej skórze się przekonać, jak one działają.

W zeszłym tygodniu – w związku z podejrzeniem podłożenia ładunku wybuchowego – z Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie ewakuowano ok. 500 osób.

Są to bardzo niebezpieczne sytuacje; w trakcie ewakuacji tylu ludzi może dojść do ataku paniki, jakiegoś wypadku. Dodam, że w przypadku fałszywego alarmu duży problem stanowi zaangażowanie służb mundurowych. Wyobraźmy sobie taką sytuację: służby otrzymują od żartownisia zgłoszenie, jadą w dane miejsce, uruchamiane są wszystkie procedury. Tymczasem w innych rejonach miasta jest mniej policji i gdyby stało się coś poważnego, to przerzucenie sił policyjnych stanowiłoby problem. Takie telefony mocno absorbują służby, często wyłączając je z wykonywanych obowiązków.  

—rozmawiał Łukasz Lubański

Rzeczpospolita: W ostatnich kilku latach znacząco spadła liczba fałszywych alarmów bombowych. Z czego to wynika?

Krzysztof Liedel: Składają się na to dwie kwestie. Po pierwsze – postęp technologiczny. Chodzi o możliwości służb pozwalające zweryfikować, kto stoi za takim fałszywym alarmem. Po drugie – konsekwencja policji i wymiaru sprawiedliwości w karaniu za fałszywe alarmy bombowe. Dawniej traktowano to jako wykroczenie, tymczasem dziś – oczywiście w zależności od danego przypadku – jest to przestępstwo podlegające pod kodeks karny.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany