W Waszyngtonie przy poważnych analitycznych rozmowach pojawia się nowy temat, który w Warszawie wciąż wydaje się niepojęty. Co by się stało, gdyby USA wystąpiły z NATO? Fantazja? Niekoniecznie. Prezydent Francji Macron bez pardonu atakuje NATO. Jest w tej jednej sprawie jak współczesny de Gaulle: sprawia wrażenie, jakby na nic już nie liczył ze strony Europy Zachodniej i po kolejnych spotkaniach z prezydentem USA Trumpem był pewien, że na USA nie można polegać – szuka zatem swojej własnej drogi do Moskwy i do tego na wyprzódki, jakby kogoś chciał wyprzedzić. Tymczasem są to polityczne sygnały, relacje wojskowe pozostają nienaruszone. Jednak to polityka jest podstawą działania takiej organizacji jak NATO. W razie nieszczęścia to polityczna interpretacja wydarzeń zadecyduje o działaniu NATO lub nie, o zastosowaniu przesławnego art. 5. itd. Przecież to będzie tak: nastąpi atak na jednego z członków, a pozostali ustalą reakcje na podstawie interpretacji – także politycznej na zasadzie, co się komu opłaca. W rzeczywistości żadnego automatyzmu działania nie będzie.

Nie chodzi o samą przyszłość paktu, ale w rzeczywistości pod płaszczykiem tej debaty rozpoczyna się ostra dyskusja na temat przyszłości związków euroatlantyckich i zaufania Zachodu do samego siebie. Wypowiedź prezydenta Macrona na temat stanu NATO była dla wielu obserwatorów jak grom z jasnego nieba, pomimo późniejszych prób osłabienia jej znaczenia ze strony współpracowników prezydenta Francji. Prezydent opisał stan NATO jako stan śmierci mózgowej. Odczytując zatem sens medycznej przenośni, sygnał był jasny: nie ma możliwości leczenia tej organizacji, nie licząc cudu. Jeszcze większą konfuzję powoduje postawa Turcji. Przywódcy tureccy, a dokładnie Recep Erdogan, któremu podlega druga co do wielkości armia sojuszu, już teraz zadecydowali o zakupie sprzętu wojskowego od Rosji, a nie zachodnich sojuszników. Akcja podjęta przez Turcję w Syrii kilka tygodni temu nie mieści się w standardach działania armii natowskiej. Dla wielu analityków Turcja formalnie pozostaje w NATO, w rzeczywistości jednak politycznie, militarnie i mentalnie opuściła pakt. To już nie jest tylko kwestia politycznych deklaracji – to są twarde wojskowe fakty.

Gdy wokół nas kruszeje najpoważniejsza konstrukcja bezpieczeństwa, na jakiej opiera się bezpieczeństwo państwa, w sejmowym exposé premiera, a także w większości komentarzy do niego, ani słowa o nowych zagrożeniach. Jakby burza, która toczy się tymczasem jeszcze w gabinetach politycznych, nas nie dotyczyła. Nasz polski problem polega na tym, że wiecznie szykujemy się na doskonałe rozwiązania, które przetrwają wieki. Może jest tak, że NATO czeka jakaś wielka zmiana, a jej oczywistym skutkiem będzie wzmocnienie różnych dwustronnych układów, a nie międzynarodowych gwarancji pokoju w dobrym zachodnim standardzie.

Jedno jest pewne: NATO jest politycznie zagrożone, jego najwięksi członkowie przestają je traktować poważnie. Dlaczego tak się stało? Pierwsza możliwość: chodzi o nieufność Donalda Trumpa wobec wielostronnych organizacji międzynarodowych. Donald Trump jest przekonany, że na udziale w takich organizacjach USA tracą, wyznaje zasadę, że w ramach każdego porozumienia dwustronnego Stany mogą wynegocjować znacznie więcej niż jako uczestnik szerszego porozumienia. Druga możliwość, że to Francja, widząc politykę Trumpa, chce skorzystać z okazji i wzmocnić się w Europie, a Amerykę „wypchnąć" z europejskich spraw. Trzecia możliwość: NATO faktycznie jest w gorszym stanie, niż niedawno jeszcze można było przypuszczać, tylko my tego nie widzimy i nie mamy nawet odwagi pomyśleć, jaki byłby nasz świat bez NATO, lub bardziej precyzyjnie, gdyby NATO znaczyło tyle co Rada Europy. Może się zdarzyć i tak, że za niedługo NATO bronić będą tylko Niemcy i Polacy. Może się zdarzyć i tak, że niebawem trzeba będzie szukać odpowiedzi na pytanie, jak żyć w świecie bez NATO. Teraz jednak jest jeszcze czas pomyśleć, co my możemy zrobić dla zachowania sojuszu w dobrym stanie, i cicho się pomodlić „Boże, chroń NATO", bo nic lepszego nam się nie szykuje.

Autor jest posłem Koalicji Obywatelskiej, byłym wiceszefem MSZ.