Jakikolwiek bilans Polski po czterech latach rządów PiS nie jest zadaniem łatwym. Większość zarówno zdecydowanych zwolenników prawicy, jak i zdecydowanych zwolenników opozycji – czyli razem ponad 50 proc. wyborców – widzi wszystko w czarno-białych barwach. Zwolennicy PiS przekonują, że to najlepszy okres w historii Polski. Z kolei większość wyborców opozycji uważa, że w 2015 roku zaczęła się katastrofa.
Jednak żaden z tych opisów nie satysfakcjonuje. Czy możliwy jest bilans uczciwy, abstrahujący od sympatii politycznych? Nie jest tak cudownie, jak chcą jedni, ani tak katastrofalnie, jak chcą drudzy.
Czytaj więcej
PiS posługuje się sloganem „dobry czas dla Polski" i rzeczywiście dla części Polaków był to dobry czas. Wielomiliardowe transfery socjalne polepszyły sytuację życiową szerokich warstw społecznych. Widać zresztą w dzisiejszych sondażach, że PiS może liczyć na znacznie wyższe poparcie niż w 2015 roku. Opozycja, a także część jej zwolenników, twierdzi, że PiS kupił poparcie za gotówkę. Jednak badania wskazują, że beneficjenci rządowych programów, którzy otrzymali 13. emeryturę, 300 zł piórnikowego czy 500+, uważają, że dostali od rządu nie pieniądze, ale godność. I to ona sprawia, że wiele grup społecznych uważa, iż dzięki PiS nie tylko polepszyła się ich sytuacja materialna, ale też przestali czuć się obywatelami drugiej kategorii.
Ale jest i druga strona medalu. Ostatnie cztery lata to okres permanentnego wzmożenia politycznej wojny domowej, głębokich podziałów. Gorący spór, polityczne awantury, nocne posiedzenia Sejmu, konflikty z prawnikami, sędziami, lekarzami, rodzinami osób niepełnosprawnych i nauczycielami, sprawiły, że Polska przez ten czas przypominała kipiący sagan. Styl rządzenia przez konflikt niszczy społeczny kapitał, podważa zaufanie do instytucji, destabilizuje system.
Równie niejednoznaczna jest ocena sytuacji gospodarczej. PiS przejął władzę w sytuacji szybkiego wzrostu gospodarczego, który wraz z uszczelnieniem systemu podatkowego – rozpoczętego przez poprzedników – sprawił, że rządzący mieli miliardy na politykę społeczną. Pytanie, czy te pieniądze zostały dobrze zainwestowane? Czy przestaliśmy być krajem na dorobku, który może już przejadać oszczędności zamiast inwestować (poziom inwestycji za czasów PiS to zresztą poważny problem gospodarki)? Czy nie warto było alokować części środków na służbę zdrowia, która znajduje się dziś w stanie zapaści?