Onet od dwóch tygodni publikuje artykuły oparte na analizie akt ze śledztwa ws. afery taśmowej. W jednym z materiałów umieszczono zapis rozmowy nielegalnie nagranej w restauracji "Sowa i Przyjaciele" w 2013 roku. Na taśmie słychać m.in. jak Morawiecki, wówczas prezes BZ WBK, rozmawia o jakiejś formie wsparcia finansowego dla byłego ministra skarbu, Aleksandra Grada. W innym fragmencie nagrania Morawiecki dziwi się skuteczności kampanii reklamowej banku z udziałem Chucka Norrisa (ówczesny prezes BZ WBK mówi w tym kontekście "ludzie są tacy głupi, że to działa").

- Zwracam uwagę, że te taśmy opublikowane były w „Newsweeku” w lutym 2016 r. Większość wątków. Wtedy nie było reakcji. Dziś media zagraniczne razem z opozycją wyciągnęły zatem coś, co było dobrze znane. To świadczy o wielkich możliwościach kreowania rzeczywistości przez media - skomentował w rozmowie z „Super Expressem” Mateusz Morawiecki.

Premier dodał, że wie, iż "naraził się wielu wpływowym grupom interesu w Polsce i za granicą". - Naszą walką z mafiami VAT-owskimi, naszą reformą sądów, naszymi świetnymi relacjami z USA, w tym budową bazy wojskowej, czy wreszcie coraz większą suwerennością i świetnymi wynikami polskiej gospodarki - wyliczał.

- Zostałem nagrany, kiedy nie pełniłem żadnej funkcji publicznej. Każdy z nas, kto byłby nagrywany w sytuacji towarzyskiej, gdyby odsłuchał taką swoją prywatną rozmowę, mógłby się zdziwić albo czuć trochę zawstydzony. Mnie na pewno wstyd tych przekleństw, ale też z żalem przyznaję, że mi się one zdarzają - mówił szef rządu. Zastrzega jednak, że "poza sformułowaniami wyrwanymi z kontekstu, jak choćby tymi o wychodzeniu z kryzysu po II wojnie światowej i niskich wówczas oczekiwaniach społecznych, nie ma nic kontrowersyjnego" w taśmach. - A wykorzystanie tych sformułowań, jak to czyni opozycja, w zestawieniu z realizowanymi przez nas programami społecznymi, które w ciągu trzech lat wprowadziliśmy, jest paskudną manipulacją - ocenił.

Pytany o komentarz do swoich słów o ludziach, na których działa reklama z Chuckiem Norrisem, Morawiecki stwierdził, że "trzeba mieć dużo złej woli, żeby przypisywać mi lekceważenie ludzi, gdy po prostu mówiłem o pewnym mechanizmie, któremu wszyscy ulegamy, bez względu na zawód, wykształcenie czy miejsce zamieszkania". - Każdemu z nas zdarzyło się przecież kupić coś niepotrzebnie, tylko pod wpływem reklam. Mnie na pewno i to nie raz. Chodziło mi więc o naturę ludzką, a nie mądrość czy jej brak - tłumaczył premier.