Dzisiaj w Polsce jest 500 aut elektrycznych. Według nas w 2025 roku będzie ich milion. Może 600 tys. To źle? A może będzie 1 mln 200 tys. Nie wiemy. Według prognozy największych domów analitycznych, które się zajmują tą kwestią, w 2025 roku będzie na świecie pół miliarda aut elektrycznych.
Tylko że w wielu krajach stosowane są dotacje na zakup samochodów elektrycznych. A Polski na to nie stać.
Nie stać nas, więc raczej chcemy patrzeć, jak się ta technologia będzie rozwijała. I nie płacić frycowego, bo nie jesteśmy bogaci jak Duńczycy czy Niemcy, którzy rozwijali energetykę odnawialną, turbiny wiatrowe i panele fotowoltaiczne w oparciu o swoje technologie, za które kiedyś płacili ogromne pieniądze. Nas nie było stać na taki model. Przeczekaliśmy, minister Tchórzewski – bardzo słusznie – nie chciał przepłacać za odnawialne źródła, ponieważ doszedł do wniosku, że osiągniemy cel unijny, czyli 15 proc. energii ze źródeł odnawialnych, w 2020 roku. Ale te 15 proc. kosztuje nas 4,5 mld zł. 20 proc. kosztowałoby nas 7 mld. Nie jesteśmy krajem tak bogatym, żeby tyle płacić. Ale jednocześnie jest bardzo prawdopodobne, że za pięć lat turbiny będą kosztowały połowę tego co dzisiaj, więc będziemy beneficjentami rozwoju technologicznego. Będąc uboższymi, musimy być jednocześnie sprytni. Walczyliśmy o ich wolność, a oni nas zostawili w 1945 roku. Potem mieliśmy 50 lat komuny, bardzo nieefektywnego gospodarczo systemu. Dzisiaj musimy nawigować między skałami liberalizmu i protekcjonizmu.
Niektórzy z komentatorów uważają, że preferowanie kapitału polskiego oznacza zniechęcanie kapitału zagranicznego. Czy to prawda? Bywa pan często w Londynie, rozmawia z inwestorami. Czy widzi pan u nich jakieś zahamowania?
Nie widzę żadnych zahamowań u inwestorów, nie widzę żadnego problemu wiążącego się z sytuacją polityczną w Polsce. Z inwestorami rozmawiam bardzo aktywnie od 12 lat. Najpierw jako szef banku, od kilku miesięcy jako minister rozwoju. Ich oczywiście niepokoi sytuacja geopolityczna wokół nas, luzowanie monetarne, wojna na Ukrainie, spowolnienie w Chinach, spowolnienie w strefie euro, kryzys migracyjny. Sytuacja gospodarcza w Polsce bardzo ich interesuje. Mój wyjazd do Londynu w ostatnich kilku dniach okazał się wielkim sukcesem, ponieważ kilkanaście dużych instytucji zadeklarowało, że opierając się na polskich kompetencjach, widzi zasadność przesunięcia części działalności do Polski. Chodzi o funkcje zaplecza administracyjngo, zarządzania danymi, zarządzania ryzykiem, zarządzania projektami, funkcji doradczych, funkcji doradztwa kadrowego, księgowość itd.
Inwestorzy zagraniczni nie przychodzą do nas charytatywnie. My w latach 90. trochę o tym zapomnieliśmy. Powinniśmy oczywiście przyciągać ich selektywnie, tak jak dzisiaj zaleca to MFW. Nie tak, jak zalecał dziesięć lat temu. To już inny Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który zresztą przeszedł już swoją drogę do Damaszku.
Dzisiaj przychodzi tych inwestorów mniej niż pięć lat temu. Dzieje się tak z dwóch względów. Po pierwsze, są ryzyka geopolityczne naokoło nas. Po drugie, nie uważamy, że trzeba wszystko sprywatyzować, bo na dobrą sprawę już nie ma co prywatyzować. Jeśli mamy kilku polskich czempionów, to chcemy zostawić ich w szeroko rozumianej domenie państwa polskiego, choć niekoniecznie zarządzane przez państwo. Rozmawiałem przez osiem ostatnich miesięcy ze stu kilkudziesięcioma inwestorami zagranicznymi, a przez ostatnich dziesięć lat z wielokrotnie większą liczbą tych inwestorów. Zagrożenia są raczej zewnętrzne.
Czy nie boi się pan, że zmiana ratingów może ostudzić ich zainteresowanie?
A co się stało po decyzji Standard & Poor's? Parę miesięcy później kilka największych firm potwierdziło inwestycje – Volkswagen, Mercedes, Toyota, Rolls-Royce... Czy trzeba lepszych marek, które potwierdzą, że wierzą w rozwój gospodarczy Polski? Ale to nie znaczy, że lekceważymy opinie agencji ratingowych. Z ogromnym szacunkiem podchodzę do tych analiz. Czytam je od deski do deski. Staramy się w kontekście społecznym i politycznym, w jakim funkcjonujemy, adaptować naszą politykę do mądrych rad, które z tamtej strony słyszymy.
Brexit to fakt polityczny, który jeszcze tak naprawdę nie zaistniał. Podjęto decyzję, że Wielka Brytania wychodzi z Unii Europejskiej. Jak powinny się układać relacje pomiędzy Unią Europejską a Wielką Brytanią po Brexicie? Jaka ścieżka Brexitu wydaje się dobra dla Polski?
Te relacje powinny być nadal jak najściślejsze. Decyzja narodu brytyjskiego nie jest dla nas dobra, ponieważ ona dezintegruje Unię Europejską. Powinna być głęboko przemyślana zarówno przez Unię, jak i samych Brytyjczyków. Umowy handlowe, umowy inwestycyjne czy chociażby umowa o swobodnym przepływie osób, ale w szczególności umowy o dopłatach do unijnego budżetu powinny uwzględniać interesy obu stron. Wielka Brytania będzie chciała korzystać z jednolitego rynku europejskiego, bo trafia tam prawie 50 proc. brytyjskiego eksportu. Na pewno Londyn będzie musiał być skłonny do kompromisów w kwestii budżetu czy w zakresie pozostałych swobód. Między nami mówiąc, ja bym się nie zmartwił, gdyby Brytyjczycy troszeczkę ograniczyli nowe fale migracji. To, że z naszego kraju wyjechało w ostatnich ośmiu latach 2,5 mln Polaków – w tym milion do Wielkiej Brytanii – jest bardzo niedobre dla Polski. Zapewne jest korzystne osobiście dla tych ludzi, skoro tam chcą zostać, i szanuję ich indywidualne decyzje. Ale to bardzo niedobre dla Polski, osłabia nasz potencjał rozwojowy, demograficzny, pogłębia problemy na rynku pracy oraz w naszym systemie emerytalnym. Jako minister rządu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej będę walczył w ramach moich kompetencji, żeby wobec tych obywateli, którzy już pojechali do Wielkiej Brytanii, rząd Jej Królewskiej Mości nie stosował dyskryminujących instrumentów, bo to jest nie fair.
Co zrobić, żeby Brexit zamienić w Polback, a więc powrót polskich kadr, które nauczyły się wolnego rynku w Wielkiej Brytanii? Uważam, że to wielka szansa dla Polski i należy taki program zbudować. Zgoda?
Zgoda. I od razu wielka prośba do redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej". Proszę tak kształtować linię najważniejszej opiniotwórczej gazety w Polsce, żeby rósł polski patriotyzm, żeby ludzie kochali Polskę. Wtedy będą mieli większą skłonność do powrotu. Będą szanowali polskich bohaterów, zdrajców będą uważali za zdrajców. Tak za tak, nie za nie. To dla mnie najważniejsze. Wszystko jest w głowach i w sercach. Oczywiście trzeba tworzyć jak najlepsze perspektywy rozwoju gospodarczego, ale Polska jest za biedna, by stać ją było na nie wiadomo jakie pakiety dla tych ludzi. Są dla nas wielką szansą, zwłaszcza że przez najbliższych pięć lat z rynku pracy ubędzie ponad milion ludzi. Dlatego w ramach naszych skromnych możliwości będziemy się starali skłaniać rodaków do powrotu.
Ci ludzie mówią proste rzeczy. Przestrzeń dla działalności gospodarczej, mniejsza administracja, prosty, czytelny system podatkowy, pewność prawa. To rzeczy, których oczekują, by odnaleźć w Polsce przestrzeń dla swojej przedsiębiorczości.
I dlatego będziemy z uporem realizować pakiet 100 zmian dla przedsiębiorców, który wprowadza wiele różnych uproszczeń. Będziemy tworzyć naszą konstytucję dla biznesu, która da pewność prawa. Polscy przedsiębiorcy w Wielkiej Brytanii zakładają firmy dziesięć razy częściej niż w Polsce. Nasz naród potrafi być przedsiębiorczy, jeżeli są ku temu stworzone warunki. Będziemy się starali upraszczać otoczenie gospodarcze. Skłaniać do inwestycji i innowacji. Innej drogi przed Polską nie ma.