– Pochód zaczniemy gdzieś w marcu. Stąd, z Jakucka, wyjadę na swoim białym koniu. Przejdę po ziemi przodków, ona da mi siły (...). Dojdziemy do Gór Ałtajskich, tam też jest centrum siły. Potem na tereny uralskie, a stamtąd już blisko do Moskwy – mówił w nagraniu opublikowanym w internecie.
Marsz na dystansie 8 tysięcy kilometrów Gabyszewa będzie jego trzecią próbą „wypędzenia demonów" z Kremla. Pierwsza, podjęta w marcu 2019 roku, zakończyła się po pół roku i przejściu 3 tysięcy kilometrów aresztowaniem szamana na granicy Buriacji i osadzeniem w szpitalu psychiatrycznym. Tam lekarze uznali go za niepoczytalnego.
W Jakucji (ale też Buriacji) cały czas funkcjonują szamani jako nieodłączna część miejscowych społeczeństw autochtonicznych. Być może dlatego aresztowania Jakuta dokonali policjanci przywiezieni z Moskwy, a nie miejscowi – ci mogliby odmówić. W samej Moskwie elity polityczne też są bardzo przesądne, choć nie ma tam szamanów. Część polityków, w tym premier Michaił Miszustin, nosi na przegubach popularne w stolicy wiązane ze sznurków bransoletki „przeciw urokom".
– Spotykałem mnóstwo urzędników, którzy zupełnie poważnie opowiadali mi: „Pojechałem do starca się leczyć, a on na mnie tak popatrzył"... Bardzo trudno jednak oddzielić ich osobiste przekonania od zwykłego karierowiczostwa – dziennikarz Michaił Rubin opowiadał o fenomenie popularności w rosyjskich elitach różnych prawosławnych „starców" i strachu przed prawdziwym szamanem, który w dodatku ogłosił się szamanem wojownikiem.
Po przerwaniu pierwszego marszu na stolicę przeciw Jakutowi wszczęto postępowanie za „publiczne wezwania do działań ekstremistycznych". Władze prawdopodobnie wystraszyły się rosnącej popularności Gabyszewa, do którego po drodze dołączało coraz więcej osób. W Czycie doszło do rozruchów zapoczątkowanych przez ludzi czekających na spotkanie z szamanem. Później starał się on omijać duże miasta, ale i tak wystarczyło, by przechodził obok Irkucka, a w mieście doszło do manifestacji.