We wtorek uroczyście zainaugurowano nowe kadencje Sejmu i Senatu. Izby mieszczą się w kompleksie przy ul. Wiejskiej i po raz pierwszy od lat mogą się pojawić pytania o jego bezpieczeństwo. Czuwa nad nim straż marszałkowska, służba mundurowa podległa marszałkowi Sejmu. A z ustaleń „Rzeczpospolitej" wynika, że choć dokładane są jej nowe zadania, nie idzie za tym zwiększenie stanu osobowego.
Informację o tym, że liczba funkcjonariuszy stoi w miejscu, potwierdza Centrum Informacyjne Sejmu. „Stan etatowy straży marszałkowskiej od wielu lat, zarówno na etapie cywilnym, jak i obecnym, mundurowym, oscyluje wokół stałej liczby 160 etatów. Według stanu na 31 października br. pełniących służbę funkcjonariuszy jest 163" – wyjaśnia.
Miało być inaczej. Na początku 2018 roku Sejm przyjął ustawę, dzięki której straż stała się prawdziwą formacją mundurową. Wcześniej od przedstawicieli władz Sejmu można było usłyszeć, że szybkie zwiększenie liczebności jest konieczne. – Jeżeli chodzi o wzrost liczby etatów na straż marszałkowską, o te 120 etatów, to z założenia ustawy nie będziemy korzystać już z pomocy BOR na terenie Sejmu. Wszyscy bowiem pirotechnicy przy wszystkich bramkach to są funkcjonariusze BOR – mówiła w październiku 2017 roku szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska. Wzrost liczby etatów uzasadniany był też oddaniem do użytku nowego budynku „U" po drugiej stronie ul. Wiejskiej.
Rzeczywiście, od tego czasu dołożono zadań straży. Zgodnie z zapowiedziami Kaczmarskiej kontroli pirotechnicznej w Sejmie nie przeprowadzają już funkcjonariusze BOR przemianowanego na SOP. Przed rokiem straż zaczęła ochraniać nowy budynek „U", a latem również inny sejmowy gmach – przy ul. Ludnej, dotąd remontowany.
Dlaczego nie przybyło strażników? „Koncepcja zwiększenia liczebności straży marszałkowskiej o około 100 etatów jest realizowana stopniowo" – napisało tylko Centrum Informacyjne Sejmu.