W dłuższej perspektywie tak. Jeśli prawo aborcyjne zostanie zaostrzone wbrew protestom, to przy kolejnej politycznej zmianie wahadło wychyli się w drugą stronę. Nie pomniejszałabym też tego marszu do kilku, czy kilkunastu tysięcy uczestników, bo to środowiska, które dotychczas były nieaktywne. To nie są środowiska związane tylko z KOD, lemingami, byłą „Solidarnością" czy lewaczkami, jak chce PiS. To nie są tylko środowiska proaborcyjne. Ponadto, do tego poruszenia nie doszło tylko w dużych miastach, ale również w mniejszych miejscowościach w całej Polsce. Patrząc na to, w jaki sposób PiS łamie zasady państwa prawa, przyjmuje ustawy i wprowadza je w życie, obawiam się jednak, że i ta ustawa może zostać uchwalona.
Ok. 500 tys. osób podpisało się pod projektem ustawy zaostrzającym prawo aborcyjne.
To prawda, ale 215 tys. zrobiło to pod projektem liberalizującym prawo. PiS nie może słuchać tylko jednej strony. Ten ruch powstał ad hoc w kontrze do ruchu pro life. Ciekawe też, co wydarzyło się w samym PiS. Nie lekceważyłabym tego, jak PiS głosował. Słowa prezesa i wskazanie było bardzo wyraźne. Mało poselskie było zachowanie pani premier, która wyciągnęła kartę i uchyliła się od głosowania, sugerując, że zgodnie z sumieniem zagłosowałaby za, ale zgodnie z wolą szefa PiS powinna zagłosować na nie, więc nie głosuje.
Pękniecie w PiS?
Nie, ale rysa już tak. Jarosław Kaczyński wie, że w kolejnym głosowaniu jego przegrana byłaby bardzo znacząca. Proszę przypomnieć sobie największe pęknięcie z tym związane i odejściem Marka Jurka.
Ale są też takie głosy, jak szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, który powiedział o marszach kobiet: niech się bawią.