Gdy jakiś czas temu byłem w Wiedniu, na Stephansplatz, pod słynną katedrą, spotkały się dwie demonstracje, które żelaznymi barierkami rozdzielił kordon policji: jedna antyimigrancka, prohaiderowska, potężna, druga proimigrancka, czerwono-zielona, nieliczna, ale hałaśliwa. Na wiedeńskim Westbahnhof, dokąd przyjechałem z Polski, przed wejściem do Caritasu stał tłum imigrantów arabskich, spokojnych, zmęczonych i pogodnych, których nikt nie zaczepiał, bo nie było powodu.
Antyimigrancka furia Polaków
A jednak dwa dni później profesor jednej z renomowanych klinik wiedeńskich przekonywał mnie na obiedzie w restauracji przy Kaertnerstrasse, że imigranci stanowią poważne zagrożenie epidemiologiczne, bo ściągają do Europy szczepy bakterii, na które austriacka służba zdrowia nie ma żadnego sposobu. Kiedy zaś dałem mu do zrozumienia, że podobne opinie o Żydach głosili naziści (Żyd = tyfus), wzruszył tylko ramionami, po czym podał kilka konkretnych przykładów niebezpiecznych zachorowań w jednym z austriackich obozów dla uchodźców, po których nastąpiły – jak to określił – trudne do wyleczenia infekcje wśród miejscowej ludności.
Oczywiście to, że biali Europejczycy, jadąc na Bliski Wschód, przenoszą ze swoich północnym krajów szczepy bakterii równie niebezpieczne dla miejscowej ludności arabskiej, nie zajęło specjalnie naszej uwagi.
O antyimigranckiej Polsce mówi się na zachodzie Europy źle. Szczególnie nieprzyjemna wydaje się skrywana, satysfakcja Niemców: nareszcie widać, że Polacy tak naprawdę są większymi ksenofobami i antysemitami niż my, czego niezbitym dowodem jest ich antyimigrancka furia. Niedawne słowa Jana Tomasza Grossa, że Polacy podczas wojny zabili więcej Żydów niż Niemców, chętnie są uznawane za dowód, że ksenofobię polskie społeczeństwo ma we krwi i raczej się z niej nie wyleczy.
Opinie te czasem są rozszerzane na całą Europę Środkowo-Wschodnią, w której widzi się królestwo nietolerancji i archaicznego konserwatyzmu. My, ludzie Zachodu, jesteśmy cywilizowani, oni to zaledwie aspiranci do prawdziwej demokracji, wrogo nastawieni do wszelkiej „inności".