Nowa gwiazda NBA. Czy Doncić przyćmi Nowitzkiego?

Gwiazda ligi hiszpańskiej, mistrz Europy i równocześnie najlepszy gracz Starego Kontynentu: 19-letni Luka Doncić ze Słowenii rusza na podbój Ameryki. Jeszcze nigdy do NBA nie trafił chłopak, który w tak młodym wieku osiągnął tak wiele.

Publikacja: 26.10.2018 00:01

Luka Doncić przebojem wdarł się do NBA. W dwóch z trzech pierwszych meczów Mavericks nastolatek ze S

Luka Doncić przebojem wdarł się do NBA. W dwóch z trzech pierwszych meczów Mavericks nastolatek ze Słowenii był najlepszym strzelcem zespołu z Dallas

Foto: AFP

Jeśli jesteś dobry, to nieważne, skąd przychodzisz. Szczególnie mocno skauci z najlepszej ligi świata przyglądają się Europejczykom, a dowodem na to są kolejni zawodnicy wybierani w naborze (tzw. drafcie) z wysokimi numerami i robiący zawrotne kariery. Trend rozpoczął Niemiec Dirk Nowitzki, zawodnik niepowtarzalny, wybrany w 1998 r. z numerem 9. Teraz na podbój USA rusza nastoletni Luka Doncić.

W lidze zdominowanej przez czarnoskórych, atletycznych graczy, skaczących do nieba, wychowanych na amerykańskich podwórkach oraz uniwersytetach, nie jest łatwo być nastolatkiem z Europy. Trudno dać się zauważyć, a co dopiero zrobić karierę zgodnie z tytułem filmu, w którym grał Woody Harrelson: „Biali nie potrafią skakać".

W latach 50. w amerykańskiej koszykówce dominowali biali mężczyźni, którzy stanowili ponad 90 procent zawodników. Z biegiem lat proporcja zaczęła się odwracać, pojawiły się takie gwiazdy jak Bill Russell czy Wilt Chamberlain i pod koniec lat 90. aż 80 procent koszykarzy w NBA było czarnoskórych. Bywały drużyny, w których składzie znajdował się tylko jeden zawodnik o białym kolorze skóry. Skoro nie mogli się przebić biali Amerykanie, to co dopiero Europejczycy?

Nastoletnia gwiazda

Jeszcze 20 lat temu Amerykanie, jak Anglicy w futbolu, byli przekonani, że nie muszą sobie zawracać głowy resztą świata, bo są najlepsi z definicji. To oni wynaleźli koszykówkę (jak Anglicy piłkę nożną) i nauczyli w nią grać inne narody. Jednak w przeciwieństwie do Anglików, Amerykanie mieli solidne podstawy do tego, żeby uważać się za najlepszych. To, co zrobili z przeciwnikami podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku pokazywało, że odskoczyli reszcie koszykarskiego świata o lata świetlne. Holender Rik Smits czy Niemiec Detlef Schrempf to tylko wyjątki, potwierdzające regułę, bo swój talent doskonalili już na amerykańskich uczelniach. Innej drogi na parkiety NBA dla młodych adeptów koszykówki wówczas nie było, bo serce i rozum koszykówki znajdowały się wtedy gdzieś między Bostonem, Chicago, Phoenix i Los Angeles. Rządzili Michael Jordan, do spółki z Magikiem Johnsonem, Larrym Birdem i Charlesem Barkleyem.

To podejście się zmienia, liga NBA otwiera się na nowe rynki i nowych bohaterów. Szukanie talentów odbywa się na całym świecie, pod lupą są wszystkie kraje, wszyscy zdolni juniorzy. Nikt już nie lekceważy w NBA doniesień o fenomenalnych nastolatkach, nie wzrusza ramionami, mówiąc, że błyszczą w rozgrywkach, które nic nie znaczą. W przypadku Doncicia było to jeszcze prostsze – pierwszoplanową postacią jednego z największych klubów koszykarskich Europy stał się już jako nastolatek.

Chętnych do jego zatrudnienia więc nie brakowało i przez pewien czas mówiło się o tym, że zawodnik Realu Madryt może zostać wybrany z numerem 1. Trudno nie zachwycać się chłopakiem, który w wieku 19 lat gra jak równy z równym z najlepszymi zawodnikami w Europie, a często nawet ich przewyższa. Doncić był jedną z lokomotyw, które dociągnęły Real Madryt do zwycięstwa w Eurolidze. Można nawet powiedzieć, że to był jego sezon, bo nie dość, że został uznany najbardziej wartościowym graczem (MVP) sezonu regularnego, to jeszcze takie samo wyróżnienie zdobył za grę w turnieju Final Four. Przy okazji zgarnął jeszcze nagrodę dla Wschodzącej Gwiazdy, ale to już spokojnie można było sobie darować, bo Doncić jest w Europie gwiazdą pełnoprawną. Trzeba tak o nim mówić przynajmniej od czasu, gdy do spółki z Goranem Dragiciem poprowadzili Słowenię w 2017 roku do tytułu mistrza Europy. O sile tego duetu mogła się przekonać na turnieju także reprezentacja Polski.

Właściwie od co najmniej trzech lat, od kiedy jako nastolatek wskoczył do pierwszej drużyny Realu Madryt był najpilniej obserwowanym młodym koszykarzem na kontynencie. Wszyscy zastanawiali się kiedy trafi do NBA oraz czy zostanie wybrany z najwyższym numerem w drafcie. Z perspektywy zawodnika chodziło o to, by jak najlepiej wybrać moment wejścia do ligi i zrobić to na jak najkorzystniejszych warunkach. Nazwisko Doncić wywoływało też coraz więcej zamieszania za oceanem, a kibice na forach internetowych zapraszali nastolatka do swoich drużyn.

Chłopak bez układu nerwowego

Już od najmłodszych lat można było się przekonać, że ma talent do sportu. Jego mama Mirjam wspomina, że ledwie nauczył się chodzić, już chciał rzucać piłką i trzeba mu było zamontować malutki kosz. Czy mogło być inaczej, skoro do chrztu trzymał go Radoslav Nesterović, przez 12 sezonów gracz NBA, a jego ojciec Sasa grał w koszykówkę na bardzo dobrym poziomie? Na zdjęciu z 2008 roku cieszy się ze zdobycia mistrzostwa Słowenii z Olimpiją Lublana. Między olbrzymami jest jeszcze uśmiechnięty od ucha do ucha rumiany chłopiec z medalem na szyi. To Luka, który od małego marzył, by zostać wielkim koszykarzem. Oczywiście, bywał na meczach, które rozgrywała drużyna ojca, w przerwach rzucał do kosza, jak dzieci wielu koszykarzy. Tylko że rzucał celniej niż inni. Kiedy trafił do drużyn juniorskich, jeszcze w Słowenii, to oczywiście nie wystarczały mu zajęcia z rówieśnikami, ale brał piłkę pod pachę, maszerował w stronę pierwszego napotkanego kosza i ćwiczył zagrania sam. Kiedy przyszedł na trening ośmiolatków Olimpiji Lublana był tak dobry, że trenerzy natychmiast przenieśli go do starszej grupy.

Na szczęście na talencie nie poprzestał. Z biografii Michaela Jordana czy Kobego Bryanta można się dowiedzieć, że każdą chwilę chcieli spędzać na boisku. Młody Doncić miał w sobie taką samą pasję i kiedy nawet dostawał dzień wolny, błagał rodziców, żeby zadzwonili do trenerów i wyprosili zgodę na trening.

Taki talent nie mógł pozostać niezauważony. Propozycje składało wiele klubów z Europy. Luka miał 13 lat, kiedy podpisywał umowę z Realem Madryt. Pojechał do nieznanego kraju, wielkiego miasta, nie znając języka, bez rodziców. Wielu w takiej sytuacji może zatonąć. Najtrudniejsze były pierwsze miesiące, ale potem przemówiła koszykówka. Był dobry, radził sobie z chłopcami starszymi nawet o trzy lub cztery lata, więc grał, a w wieku 16 lat już występował w pierwszej drużynie Realu i nie bał się nawet, kiedy przyszło mu mierzyć się z gwiazdami CSKA Moskwa.

Igor Kokoskov, który prowadził w turnieju o mistrzostwo Europy Słowenię, a teraz jest trenerem Phoenix Suns, nazwał Doncicia „najbardziej utalentowanym graczem, z jakim kiedykolwiek pracował". Co ciekawe, ta rekomendacja nie wystarczyła, by Doncić został wybrany z numerem 1 w drafcie właśnie przez Phoenix Suns. Zespół z Arizony postawił na środkowego Deandre Aytona z Wysp Bahama. Warto jednak pamiętać, że nawet Jordan nie został wybrany w drafcie jako pierwszy.

Wydaje się, że to nie jest i nie będzie problem Doncicia. Młody Słoweniec wygląda, jakby nie miał układu nerwowego. Chociaż skończył ledwie 19 lat, kiedy trzeba trafić do kosza, to po prostu bierze piłkę i rzuca. Jeśli trzeba, to minie przeciwnika i wepchnie się w tłok, ale jak dobry rozgrywający, zawsze najpierw popatrzy, czy jego kolega nie wychodzi na lepszą pozycję. Dobrze czuje się, kiedy ma piłkę w rękach, kiedy może kreować grę, szukać dziur w obronie albo grać jeden na jednego, a jednocześnie jako zawodnik wychowany w Europie potrafi radzić sobie z ustalonymi z góry zagrywkami i korzystać z zasłon od partnerów ułatwiających oddawanie rzutów.

Często gra jako rozgrywający, ale jego wyjątkowość polega m.in. na tym, że występuje na tej pozycji, mając ponad dwa metry wzrostu. Dzięki temu może być ustawiany również jako skrzydłowy i walczyć w obronie z wysokimi przeciwnikami. Przy okazji jest naprawdę szybki, więc trudno go minąć. Mieli z tym problemy wszyscy zawodnicy, którzy mierzyli się ze Słoweńcem.

Doncić będzie jednak musiał poradzić sobie w NBA z jeszcze bardziej wymagającymi przeciwnikami. W Stanach Zjednoczonych przywiązuje się wielką wagę do przygotowania atletycznego, a zawodnicy, którzy pragną się tam dostać, mają sprawdzaną obręcz barkową – dzięki temu skauci mogą ocenić, ile mięśni można jeszcze dołożyć kandydatowi na gwiazdę.

Dirk Nowitzki, chyba najbardziej znany koszykarz rodem z Europy, występujący w NBA jest przekonany, że Słoweniec sobie poradzi i otwarcie mówi, że Doncić jest lepszy niż on był w jego wieku. Niemiec wie, co mówi, bo był jednym z koszykarzy, którzy w ostatnich kilkunastu latach zmienili postrzeganie zawodników z Europy w NBA.

Dotrzymać kroku Amerykanom

Widać, że liga staje się coraz bardziej zróżnicowana, ale też walczy o nowe rynki. „W ostatnim sezonie na parkietach NBA występowało ponad 100 graczy z całego świata. Już niedługo jedna trzecia ligi to będą gracze urodzeni poza USA. – Trener Denver Nuggets mówi: to my Amerykanie wymyśliliśmy tę grę, ale to wy Europejczycy gracie w nią tak, jak powinno się to robić. Europejczycy, żeby być liderami drużyny, nie muszą oddawać najwięcej rzutów. Nasz zawodnik Nikola Jokić często jest zdziwiony pytaniami amerykańskich dziennikarzy, czemu zdobywa tak mało punktów, skoro drużyna wygrywa – mówi „Rz" Rafał Juć, skaut Nuggets.

Amerykanie uwierzyli, że w Europie też potrafią grać w koszykówkę i nawet zatrudniają trenerów ze Starego Kontynentu (Igor Kokoskov, Ettore Messina), bądź Amerykanów, którzy w Europie wyrobili sobie markę (David Blatt). Obecność europejskich graczy jest też korzystna marketingowo, bo zwiększa zainteresowanie kibiców, którzy chcą oglądać swoich bohaterów (nawet godziny niektórych weekendowych meczów zmieniono na bardziej przyjazne dla Europy), ale jeśli jakiś koszykarz nie jest wystarczająco dobry, to nikt go do składu nie weźmie tylko za pochodzenie. Wyjątkiem mogą być chyba tylko gracze z Chin, gdzie NBA stała się bardzo popularna od czasów Yao Minga, gwiazdy Houston Rockets. Zespół z Teksasu próbował ostatnio powtórzyć tę historię, sięgając w drafcie po Zhou Qi, ale nie wiadomo, czy temu graczowi wystarczy talentu.

Jeszcze 20 lat temu zatrudnianie Europejczyka wiązało się ze sporym ryzykiem, bo organizacyjnie koszykówka na Starym Kontynencie stała na dużo niższym poziomie. – Gracze przychodzący do NBA mieli spore problemy i wielu z nich szybko znikało z radarów, a skauting klubów NBA nie stał jeszcze na tak wysokim poziomie jak obecnie. Serb Darko Milicić został wybrany w drafcie przed Amerykanami – Carmelo Anthonym czy Chrisem Boshem i nie spełnił oczekiwań, więc kluby mocno się zraziły do Europejczyków. Na szczęście furtkę z powrotem otworzyli szerzej hiszpańscy bracia Pau i Marc Gasol, czy Tony Parker z Francji. Były czasy kiedy koszykarze z Europy palili papierosy, albo pili alkohol, a gracz europejski to był w NBA synonim zawodnika mało atletycznego. Teraz, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne i prowadzenie się nie ma różnic – przekonuje Rafał Juć.

Po części dzieje się tak pod wpływem NBA. Zawodnicy, którzy się tam dostali, wracali potem na zgrupowania reprezentacji, pokazywali dobre wzorce, rozmawiali z kolegami, z trenerami. Grek Giannis Antetokounmpo czy Kristaps Porzingis z Łotwy fizycznie nie ustępują gladiatorom z USA. Sama NBA też służy za wzór – to chyba najlepiej zorganizowane pod względem biznesowym rozgrywki na świecie. Euroliga stała się niedawno ligą zamkniętą, gdzie gra się na podstawie wieloletnich licencji, ale w zamian trzeba np. zapewnić halę o pojemności minimum 10 tysięcy miejsc.

Wszystko po to, by zrobić z tych rozgrywek jak najbardziej atrakcyjny produkt, a w grze są już naprawdę poważne pieniądze.

W NBA panuje coraz większe sportowe multi-kulti, a sami Amerykanie dostrzegli, że Europejczycy mają im do zaoferowania (oprócz umiejętności sportowych) także wzorce kulturowe, przydatne przy budowaniu zwycięskiego składu. – Dobre podejście, profesjonalizm – to cechuje graczy ze Starego Kontynentu. Europejczycy często są odpowiedzialni za trzymanie atmosfery w szatni. Są przyzwyczajeni do tego, że po meczu drużyna zbiera się na wspólny posiłek. Wielu menedżerów chce mieć w składzie graczy z Europy, bo oni potrafią pogodzić się ze swoimi ograniczeniami i wykonywać zadania przydzielone przez trenera – mówi „Rz" Rafał Juć.

Jeśli chodzi o umiejętności koszykarskie, niczego Donciciowi nie brakuje. Na jego charakter i podejście do wykonywanej pracy też martwić się nie trzeba. Wszystko zatem wskazuje, że w NBA zabłyśnie nowa gwiazda.

Jeśli jesteś dobry, to nieważne, skąd przychodzisz. Szczególnie mocno skauci z najlepszej ligi świata przyglądają się Europejczykom, a dowodem na to są kolejni zawodnicy wybierani w naborze (tzw. drafcie) z wysokimi numerami i robiący zawrotne kariery. Trend rozpoczął Niemiec Dirk Nowitzki, zawodnik niepowtarzalny, wybrany w 1998 r. z numerem 9. Teraz na podbój USA rusza nastoletni Luka Doncić.

W lidze zdominowanej przez czarnoskórych, atletycznych graczy, skaczących do nieba, wychowanych na amerykańskich podwórkach oraz uniwersytetach, nie jest łatwo być nastolatkiem z Europy. Trudno dać się zauważyć, a co dopiero zrobić karierę zgodnie z tytułem filmu, w którym grał Woody Harrelson: „Biali nie potrafią skakać".

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów