Gaston Dorren. Dlaczego niemiecki jest trudny czyli Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata

Czy niemiecki jest dziwny? O tak. Czy trudno jest się go nauczyć komuś, kto myśli po angielsku? Owszem. Nie jest jednak aż tak zawikłany, za jaki uchodzi.

Publikacja: 16.08.2019 18:00

Gaston Dorren. Dlaczego niemiecki jest trudny czyli Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata

Foto: AdobeStock

Spośród trzech języków obcych najczęściej nauczanych w brytyjskich i amerykańskich szkołach – francuskiego, niemieckiego i hiszpańskiego – niemiecki ma opinię najtrudniejszego. Jego nauka bywa postrzegana jako odmóżdżająca katorga – nie łamigłówka, raczej łamigłowa, a nawet łamiłeb. Anglojęzyczna część świata nie jest wcale odosobniona w takim myśleniu. Przytakują jej Skandynawowie i Holendrzy, mimo że ich języki wykazują większe podobieństwo do niemieckiego niż do angielszczyzny (lubię nazywać niderlandzki „niemieckim dla początkujących" – nie tylko w żartach!). Więcej – sami Niemcy zdają się podzielać zdanie reszty świata, często słychać z ich ust słowa: deutsche Sprache, schwere Sprache! („Niemiecki język – trudny język"). Może trochę pochlebiają sobie – wszyscy lubimy myśleć, że czymś się wyróżniamy wśród innych – ale zgoda panująca co do nieprzystępności niemieckiego podpowiada, że w tym powiedzeniu tkwi ziarno prawdy.

Czy to dlatego, że niemiecki aż tak różni się od innych języków? W końcu do wszystkiego, co nam nieznane, trzeba się przyzwyczaić, a to wymaga pracy. Inne dźwięki, inne wyrazy, inna gramatyka – to wszystko są przeszkody, które trzeba pokonać. Czyżby niemiecki był po prostu autsajderem, anomalią albo – mówiąc prosto z mostu – dziwadłem?

Żeby zbadać ten trop, przyjrzyjmy się artykułowi, w którym amerykański lingwista Tyler Schnoebelen dokonuje statystycznego podziału języków na dwie kategorie: światowych odmieńców i zwykłych szaraczków. Robi to, korzystając z dostępnej publicznie bazy danych, World Atlas of Linguistic Structures (wals.info), Światowego atlasu struktur językowych. (...)

Szyk, zaimki, podmiot

Co takiego wyjątkowego ma w sobie niemiecki? O dziwo, w dziesięciu kategoriach zdobywa – i tu aplauz – po okrągłym punkcie. Innymi słowy: jest do cna banalny, mocno trzyma się stada. Ale ma również aż siedem cech, w których uzyskuje wynik poniżej 0,33, a to już nie mieści się w żadnej normie. Przyjrzymy się im po kolei.

1. Pytania typu tak/nie

Niemiecki najczęściej zamienia twierdzenie w pytanie przez odwrócenie kolejności podmiotu i orzeczenia. Zdanie twierdzące, takie jak Wir trinken Bier, w formie pytającej brzmi: Trinken wir Bier? O ile tłumaczymy to zdanie na angielski jako We are drinking beer, metoda wydaje się naturalna, ponieważ ten język zachowuje się podobnie: Are we drinking beer? Drugim prawidłowym tłumaczeniem na angielski niemieckiego zdania oznajmującego byłoby jednak We drink beer, które zamienione w pytanie daje oczywiście: Do we drink beer? Jeśli powiemy: Drink we beer?, może zostaniemy zrozumiani, szczególnie jeśli użyjemy intonacji pytającej, ale nie unikniemy dziwnych spojrzeń. Mimo tej fundamentalnej, rzec można, różnicy, WALS umieszcza angielski i niemiecki w tej samej kategorii, mianowicie „szyk przestawny w zdaniach pytających". (...)

2. Ng

Dźwięk /ng/ może się pojawiać w środku i na końcu niemieckich wyrazów, ale nie na początku: RING, ANGST i FINGER to poprawne niemieckie słowa (znaczące dokładnie to, co w angielskim), ale nie ma takiej opcji jak, na przykład, „Ngatwurst" do rymu z BRATWURST. Języki afrykańskie i wschodnioazjatyckie nie widzą problemu w rozpoczynaniu słów od ng-, ale niemiecka fonologia to wyklucza. (...)

3. Rzadkie spółgłoski

Niewiele języków ma spółgłoski artykułowane przez zbliżenie tylnej części języka do języczka – tego małego mięsistego wyrostka zwisającego z tyłu podniebienia. A nawet gdy je mają, to są to zwykle spółgłoski zwarte (/t/ i /p/ to przykłady spółgłosek zwartych), a nie kontynuanty, których wymowę można przedłużać, jak /s/ czy /n/ (notabene żadne z wymienionych nie są ulokowane blisko języczka). Dzięki dźwiękowi /ch/ w słowie BACH (co ciekawe, mieszkańcy Liverpoolu wymawiają tak samo słowo back) niemiecki znalazł się w iście doborowym towarzystwie: dźwiękiem tym może się pochwalić tylko jedenaście spośród pięciuset sześćdziesięciu siedmiu języków. Niemiecki zawdzięcza mu bardzo niski wynik: 0,026. W kategorii fikuśnych spółgłosek angielski też trzyma się mocno, a to dzięki dźwiękom /th/* w thin i this, które zapewniają mu szacownie niski indeks 0,089.

4. Zawsze podmiot

W niemieckim zdaniu podmiot nigdy nie może być domyślny. Rzeczownik można zastąpić zaimkiem, ale zaimka nie wolno pominąć – wyjątkiem są zdania rozkazujące i najbardziej potoczne wypowiedzi, jak Ja, komm schon, „Dobra, już idę", która byłaby krótką i bardzo nieoficjalną wersją Ja, ich komme schon. Ta obligatoryjna obecność rzeczownika lub zaimka jest zjawiskiem rzadkim w skali świata, gdyż większość języków pozostawia podmiot w domyśle albo bez zająknięcia scala go z czasownikiem. (...)

5. Rodzaj gramatyczny zaimków

Niemiecki rozróżnia trzy rodzaje, „on", „ona" i „ono": er, sie i es. Z globalnego punktu widzenia jest to znacznie rzadziej spotykane, niż może nam się wydawać. To jeszcze jeden niski rezultat dla wszystkich języków germańskich, a i dla większości europejskich: 0,246.

6./7. Skomplikowany szyk

Dziesiątą lokatę na skali dziwności niemiecki uzyskuje w dużej mierze dzięki skomplikowanym zasadom rządzącym szykiem wyrazów. Jeśli zdanie główne nie zaczyna się od podmiotu, to ten przesuwa się na miejsce po pierwszym czasowniku. Wynika z tego, że chociaż Ich sehe sie ma ten sam szyk, co „Ja widzę ją", to jeśli tylko rozpoczniemy zdanie od, powiedzmy, „tam", nastąpi zmiana: Dort sehe ich sie – dosłownie: „Tam widzę ja ją". A to nie koniec, ponieważ jeszcze inaczej zachowują się zdania podrzędne. W zdaniach podrzędnych czasownik pojawia się dopiero na końcu, niezmiennie szukając towarzystwa kropki: Ich denke, dass ich sie dort sehe, „Myślę, że ja ją tam widzę". Może sprawia to wrażenie bałaganu, ale rządzi się ścisłymi regułami. Niemiecki zdobywa tu 0,148 punktu, angielski zaś, ze swoim do bólu stereotypowym szykiem podmiot – orzeczenie – dopełnienie, całą jedynkę. Schnoebelen uwzględnił też – trochę niesprawiedliwie – kategorię „umiejscowienie negacji": inaczej mówiąc, zasadę dotyczącą umiejscowienia partykuły „nie" w zdaniu. Niemiecki traktuje nicht mniej więcej tak, jak gdyby stawało się ono dopełnieniem (którym w istocie kiedyś było), manewrując nim w sposób opisany przed chwilą: Ich gehe nicht dorthin; Dorthin gehe ich nicht; Ich glaube, dass ich nicht dorthin gehe („Ja idę nie tam"; „Tam idę ja nie"; „Myślę, że ja nie tam idę"). Wskutek tego niemiecki uzyskuje jeszcze niższy wynik – 0,043. Dlaczego mam poczucie, że to niesprawiedliwe? Ponieważ obie te cechy są w sposób oczywisty skorelowane. Prawnik mógłby powiedzieć, że to jakby sądzić kogoś dwa razy za to samo przestępstwo.

Dziwny nie znaczy trudny

Przyznajmy: nie jest to lingwistyka w najbardziej naukowym wydaniu, ale też Schnoebelenowi nie o to chodzi – jego artykuł to nie recenzowana publikacja w czasopiśmie naukowym, a jedynie inteligentny i dobrze uargumentowany wpis na blogu, przyczynek do dyskusji na popularny temat „Które języki są najbardziej pokręcone?". Dane z WALS, choć często używane przez naukowców o potwierdzonej renomie, nie zawsze są rzetelne. Poza tym trudno przesądzać o tym, czy raptem dwadzieścia jeden cech może reprezentować całą językową różnorodność spotykaną w świecie pełnym niespodziewanych cudów. Prawie wszystkie języki, nawet niemiecki, zdobywają 0,9 (lub więcej) w większości kategorii (co oznacza „zupełnie nienadzwyczajny"), dlatego bardzo niskie wyniki w zaledwie kilku innych kategoriach mają potężny wpływ na wysokość indeksu i ostateczne miejsce w rankingu. To prawdopodobnie tłumaczy, dlaczego siostrzane języki, takie jak hiszpański i włoski, sklasyfikowane są bardzo daleko od siebie (odpowiednio na 23. i 198. miejscu), podobnie jak czeski i polski (21. i 112.).

Jednak w kontrze do tych zastrzeżeń możemy postawić tezę, że wniosek Schnoebelena wpisuje się w pewien schemat. Inny językoznawca, Michael Cysouw, również zagłębił się w dane WALS z zamiarem rozważenia podobnych kwestii. I choć posłużył się trochę innymi narzędziami, to doszedł przynajmniej do jednego podobnego wniosku: języki północno-zachodniej Europy (niderlandzki, angielski, francuski, fryzyjski i niemiecki) znacznie odstają od innych, a żaden nie przebije pod tym względem niemieckiego. W odróżnieniu od Schnoebelena, Cysouw zrelacjonował swoje odkrycia w książce naukowej zatytułowanej, jakże stosownie, „Expecting the Unexpected" i opublikowanej przez renomowane wydawnictwo.

Niezależnie od tego, czy języki germańskie jako grupa (a nawet francuski, pod wpływem niemieckiego) rzeczywiście zasługują na miano dziwolągów czy też nie, całe przedsięwzięcie przynosi nam kilka pożytecznych wniosków. Po pierwsze, pokazuje, że angielski, niemiecki i reszta tej grupy mają kilka cech, którymi wyróżniają się na tle reszty globu. Pomijanie zaimków tylko w wyjątkowych sytuacjach w tej rodzinie językowej może się wydawać naturalne, ale w istocie jest czymś bardzo niecodziennym. To samo dotyczy odwracania szyku podmiotu i orzeczenia, aby zadać pytanie.

Po drugie, okazuje się, że niemiecki, choć faktycznie przedziwny, nie przewyższa pod tym względem aż tak bardzo angielskiego. Wśród języków germańskich ujętych w próbce angielski może być „najnormalniejszy" (Schnoebelen klasyfikuje go na pozycji 33.), ale to niewiele znaczy. Hiszpański jest tylko minimalnie (?0,033) dziwniejszy od angielskiego, a francuski praktycznie mu dorównuje (+0,002). Niektóre języki z naszej wieży Babel powszechnie uznawane za osobliwe – takie jak arabski (dla ścisłości – arabski egipski – +0,015) oraz japoński (+0,020) – grają w jednej lidze z angielskim, podczas gdy koreański, rosyjski i turecki są o wiele niżej na liście, z indeksami o 0,302, 0,355 i 0,542 wyższymi od angielskiego, mimo że mamy skłonność uważać je za języki dziwne i trudne. Indeks dziwności hindi-urdu, największego nudziarza w tym towarzystwie, różni się od indeksu angielskiego o co najmniej 0,669 punktu.

Wszystko to leży u podłoża prawdy numer trzy: dziwność, przynajmniej ta zmierzona w badaniu, bardzo słabo koreluje z poziomem trudności w odczuciu osoby uczącej się danego języka. Poniekąd dlatego, że sam podchodzę do omawianych języków z perspektywy grupy germańskiej – a więc z obiektywnie osobliwego punktu widzenia. Co ważniejsze jednak, część rzeczy, które utrudniają naukę języka – nieregularne czasowniki, nieregularna liczba mnoga, odmiana przez przypadki, tony – nie pokrywa się z cechami decydującymi o ich dziwności.

Porządek musi być

Z jakiego powodu zatem niemiecki jest tak piekielnie twardym orzechem do zgryzienia, jeśli nie przez swoją dziwaczność?

Hola, nie tak szybko: indeks dziwności pomaga odpowiedzieć na to pytanie. Niemiecki ma chyba najdziwaczniejsze prawidła rządzące szykiem wyrazów w zdaniu, jakie można sobie wyobrazić. To poważna przeszkoda, bo cokolwiek mówisz, musisz ułożyć słowa w określonym porządku. By zacytować znajomego brytyjskiego pisarza erudytę: „Angielskie zdanie można rozpocząć, nie wiedząc za dobrze, dokąd nas ono zaprowadzi, ale w niemieckim taka improwizacja nie wchodzi w rachubę. Musimy mieć jasne pojęcie o tym, co zamierzamy powiedzieć, zanim jeszcze spróbujemy to wypowiedzieć, musimy ułożyć poszczególne człony zdania we właściwym porządku".

Do takiego wniosku dochodzi większość innych nierodowitych użytkowników niemieckiego – z kolei Niemcy odbierają to zupełnie inaczej. Potrafią fantazjować w swoim języku ojczystym i robią to, aż miło, rozpoczynając zdania bez uprzedniego przemyślenia ich do samego końca. Tak właśnie mówi ludzkość w większości sytuacji i Niemcy nie są tu żadnym wyjątkiem. Mało tego: sami odnoszą wrażenie, że to angielski wymusza na nich staranniejsze planowanie swoich wypowiedzi, ponieważ każe umieszczać na początku zdania te części (takie jak podmiot i orzeczenie), które często chciałoby się wstawić gdzieś przy końcu. Mówię tutaj z własnego doświadczenia, bo wprawdzie mój język ojczysty to niderlandzki, nie niemiecki, ale szyk wyrazów w zdaniu w obu tych językach jest prawie identyczny.

Mimo to większość kłopotów, których nastręcza niemiecki, nie ma nic wspólnego z odkryciami Schnoebelena. Jego wskaźnik dziwności odzwierciedla abstrakcyjne pojęcia lingwistyczne. Tymczasem często trudności uczących się dotyczą spraw praktycznych, mozolnego przyswajania kosmicznie dziwnego słownictwa i tych wszystkich cholernych nieregularności – a niemiecki ma ich pod dostatkiem (by nie powiedzieć – od groma). Weźmy choćby przypadki: jeśli chodzi o ich obecność, języki dzielą się na dwie prawie równe grupy, więc ani w odmianie, ani w jej braku nie ma nic wyjątkowego. Ale nawet jeśli jesteś za pan brat z odmianą przez przypadki we własnym języku, nadal może ci być trudno zaznajomić się z systemem przypadków innego języka, który ma inne końcówki i zasady ich stosowania. Nawet Turcy mają pod górkę, ucząc się rosyjskiego czy niemieckiego. Na dodatek każdy rzeczownik w niemieckim (tak jak w rosyjskim, łacinie i wielu innych językach) ma jeden z trzech rodzajów gramatycznych, co czyni go nieco trudniejszym do opanowania w porównaniu z francuskim i jego krewniakami – te języki mają po dwa rodzaje.

To jak: czy niemiecki jest dziwny? O tak. Czy trudno jest się go nauczyć komuś, kto myśli po angielsku? Owszem, jak na język germański okazuje się nadzwyczaj trudny, prawdopodobnie trudniejszy niż hiszpański i francuski, z całym ich znajomo brzmiącym słownictwem. Powiedziałbym jednak, że nie jest aż tak zawikłany, za jaki uchodzi. Większość z dwudziestu języków Babel wymagałaby większego wysiłku, bez dwóch zdań. Rzecz w tym, że niemiecki ma złą sławę. By jeszcze raz oddać głos cytowanemu przed chwilą brytyjskiemu autorowi: „Pewną rolę odgrywać tutaj może miejscowy antygermanizm".

Gaston Dorren jest dziennikarzem, lingwistą, autorem dobrze przyjętych książek, m.in. o języku niderlandzkim i o językach migrantów w krajach Beneluksu

Fragment książki Gastona Dorrena, „Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata", przeł. Anna Sak, która ukazała się przed kilkoma dniami nakładem wydawnictwa Karakter, Kraków 2019 Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Spośród trzech języków obcych najczęściej nauczanych w brytyjskich i amerykańskich szkołach – francuskiego, niemieckiego i hiszpańskiego – niemiecki ma opinię najtrudniejszego. Jego nauka bywa postrzegana jako odmóżdżająca katorga – nie łamigłówka, raczej łamigłowa, a nawet łamiłeb. Anglojęzyczna część świata nie jest wcale odosobniona w takim myśleniu. Przytakują jej Skandynawowie i Holendrzy, mimo że ich języki wykazują większe podobieństwo do niemieckiego niż do angielszczyzny (lubię nazywać niderlandzki „niemieckim dla początkujących" – nie tylko w żartach!). Więcej – sami Niemcy zdają się podzielać zdanie reszty świata, często słychać z ich ust słowa: deutsche Sprache, schwere Sprache! („Niemiecki język – trudny język"). Może trochę pochlebiają sobie – wszyscy lubimy myśleć, że czymś się wyróżniamy wśród innych – ale zgoda panująca co do nieprzystępności niemieckiego podpowiada, że w tym powiedzeniu tkwi ziarno prawdy.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie