I będą tak jeszcze lecieć nawet przez miliard lat. Na ich pokładzie znajduje się kilka przedmiotów mających być wizytówką ludzkości. Wizerunki kobiety i mężczyzny, kilka matematycznych wzorów oraz miedziane płyty. Zarejestrowano na nich m.in. życzenia w kilku ziemskich językach, śpiew wielorybów, przemówienia polityków oraz nagranie Preludium i Fugi C-dur z „Das Wohltemperierte Klavier" Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu Glenna Goulda.
Jaki obraz Ziemi i zamieszkujących ją stworzeń mógłby się pojawić w umysłach istot żyjących na innych planetach, gdyby dotarły do nich (jeśli w ogóle miałyby do kogoś dotrzeć) sondy Voyager? W zależności od ich inteligencji na dokonania naszych nauk ścisłych spojrzeliby z wyższością lub bez zrozumienia. Jeżeli udałoby im się przetłumaczyć oratorskie popisy ziemskich polityków, mogliby – zapoznawszy się z ich treścią – co najwyżej wzruszyć ramionami, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że sprawy, o które oni walczyli, dawno już nie zaprzątają umysłów ludzkości. Śpiew wielorybów, odgłosy przyrody? To co najwyżej sympatyczna ciekawostka, niezawierająca zbyt wiele treści. Wygląd ludzi również nie byłby jeszcze żadną wskazówką, wystarczającym punktem zaczepienia do znalezienia odpowiedzi na pytanie: kim jest człowiek?
Mieszkańcy odległych planet mogliby się już zapewne poddać, uznać, że stworzenia, które wysłały do nich wiadomości na swój temat, trudziły się na próżno, że ich komunikat jest kompletnie nieczytelny, gdyby nie fragmenty muzyki Bacha. To w nich zawiera się to, co w ludzkości najciekawsze. Znajdujące się w kondycji człowieka sprzeczności i zarazem umiejętność ich godzenia.
Piotr Wierzbicki rozpoczyna swoją książkę „Boski Bach" od opisu portretu kompozytora, namalowanego na cztery lata przed jego śmiercią przez E.G. Haussmanna. „Wpatruję się w tę twarz i nie mogę oprzeć się wrażeniu: Pan Inżynier, Pan inżynier Bach! Żadnych śladów natchnień, wzlotów, porywów, twórczych udręk czy rozterek. Fachman". Ta równowaga to jednak wynik ogromnego wysiłku. Pogodzenie sprzeczności, wypracowanie ładu poprzez przejście przez czyścieć napięć i rozterek było znakiem rozpoznawczym jego muzyki. Fuga, struktura muzyczna, w której doszedł on najdalej, polega na „uciekaniu" („fugare" to po włosku „uciekać") tematu przed innymi głosami. Ucieczce, która musi się skończyć pogodzeniem w harmonii całości. Fuga nie istnieje zarówno bez napięcia, jak i jego uśmierzenia. Bach nie jest rodzicem – tym, który trzyma w ryzach, zakazuje, ani też dzieckiem – kierującym się nade wszystko emocjami buntownikiem. Bach jest dorosłym; tym, który pogodził w sobie rodzica i dziecko. Tylko dorosły mógł napisać muzykę będącą „niepokojem przemienionym w spokój", jak o „Das Wohltemperierte Klavier", elemencie „wizytówki ludzkości" z sondy Voyager, napisał Albert Schweitzer.
Fuga to nie tylko sposób porządkowania dźwięków, to też pomysł na życie. Pomysł, którym kierował się również ten, którego interpretacją muzyki Bacha ludzkość postanowiła pochwalić się przed mieszkańcami pozaziemskich cywilizacji. Glenn Gould, jeden z największych ekscentryków w historii muzyki, świadomie wypisał się z artystycznej rywalizacji. Twierdził bowiem, że „interpretacja nie jest walką, lecz aktem miłości". Unikał towarzystwa artystów, którzy przypominali mu wiszące na skałach Gibraltaru małpy, bezwzględnie walczące o swoją pozycję. W okolicach 30. roku życia przestał koncertować i schował się w studiu nagraniowym. Hałas rywalizacji zagłusza sprzeczności brzmiące wewnątrz duszy. Sprzeczności, które ukoić może tylko dojrzałość fugi.