Będę ich państwu dawkował, ale chciałbym, oprócz Nestareca, o którym już było, opisać co najmniej trzech – dwóch Petrów: Kočařika i Korába oraz Richarda Stávka. Zacznijmy od tego pierwszego, bo też i jego samego, jak i jego wina znam najdłużej. Kočařik (wymawiamy Koczarzik) to producent dosłownie garażowy, wszystkiego dwa hektary, a z powiększeniem winnicy czeka, aż któreś z dzieci się zdecyduje, ale Waszek i Eva są w szkole i ani w głowie im deklaracje o przyszłości. Szkoda wielka.

Wina robią jednak rodzinnie, a moja osoba z prawdziwą radością oraz ulgą donosi, że kolejne roczniki są coraz lepsze. Ulgą, bo Petr i jego rodzina to ludzie przemili, więc przykro byłoby, gdyby odstawiali jakąś manianę. Tramina 2016, czyli gewurtztraminera, próbowałem jeszcze z beczki dwa lata temu i wiele sobie po nim obiecywałem. Dziś wiem, że intuicja mnie nie zawiodła. Wspaniałe, niemal pomarańczowe (długa maceracja!) wino – perfumowany nos, który kocha publika, potęga ciała, ślad orzecha i liść porzeczki w tle. Słowem, flagowe wino Petra, duma i wielka radość.

A czerwień? O ile Tramin jest winem dostojnym, to Svatovaclavske jest rozrywkowe, wibruje czerwonymi owocami, jakby rwało się do tańca, dopytuje o grilla i inne mięsiwa, żąda towarzystwa, słowem rozrywka najwyższej próby. Aha, nasz Petr robi dwa pinot noiry – Novosady są dwa razy droższe, zbalansowane i nieco bezpłciowe. To świetne wino, ale nie czuję w nim morawskiego charakteru pisma. Ten jest wyczuwalny, wraz z piękną poziomką w Kočařik Pinot Noir 2017. Dámy a pánové, ten niepozorny koleżka wymiata.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95