Musa mieszka przez większość roku w Moskwie i zwykle, jak wszyscy, ubolewa nad ogólnym schamieniem społeczeństwa. Jest przerażony rosnącym alkoholizmem, mówi, że nie tylko młodzież szkolna i dzieci piją, ale nawet się Żydzi upijają. „Kiedyś – mówi Musa – można było poznać Żyda po tym, że nie był pijuszczym, teraz Żydzi tak się zrusyfikowali, że już nie można ich odróżnić od zwykłych Rosjan, piją tak samo. Ponieważ piją, to również przeklinają, biją swoje żony, a ich dzieci nie marzą już o tym, by zostać lekarzami lub adwokatami".

Wódka jest najtańszym produktem w Rosji. Nie trzeba nawet pędzić samogonu, każdego stać na to, by być alkoholikiem. To najprostszy sposób na życie. „Wy tu na Zachodzie – mówi Musa – zastanawiacie się bezustannie, co myśli człowiek rosyjski, a on zazwyczaj nic nie myśli, bo jest zbyt pijany, by o czymś myśleć, a kiedy jest trzeźwy, to ma kaca i pozabijałby wszystkich dookoła". Musa, jak większość moich znajomych muzułmanów z byłego Związku Sowieckiego, nie jest w żaden sposób fundamentalistycznym wyznawcą islamu na sposób arabski, ale wedle tureckiej tradycji kulturowej uważa po prostu, że Koran pozwala pić, ale nie pozwala się upijać. Człowiek, zwłaszcza mężczyzna, powinien mieć zawsze kontrolę nad swoim zachowaniem i postępkami. Rosyjskojęzyczni muzułmanie, jak Czeczeńcy czy Azerowie, odnoszą się zazwyczaj z pogardą do Rosjan. Do Rosjanek zresztą też. Musa utrzymuje, że w Moskwie 25 proc. ludności to alkoholicy. Oznaczałoby to, że mieszkają tam trzy miliony alkoholików, z których co najmniej jedna trzecia, to znaczy jeden milion, jest w wieku prokreacyjnym i może płodzić dzieci z syndromem postalkoholowym, często niedorozwinięte fizycznie czy psychicznie, które mają duże szanse same zostać alkoholikami.

Ubolewaliśmy nad tym, popijając powoli dobre czerwone wino, mówiliśmy o czymś innym, aż Musa powiedział coś pogardliwego o homoseksualistach. Jest ich w Moskwie, wedle nieoficjalnych danych, bo innych nie ma, kilkadziesiąt tysięcy. A co ci szkodzą homoseksualiści? – spytałam Musę, który odpowiedział coś w stylu, co jest zgodne i niezgodne z naturą. I tu rozmowa stała się poważniejsza. Czy społeczeństwu bardziej szkodzą nałogowi alkoholicy czy homoseksualiści lub lesbijki? A co ze zdrowiem narodu – jeśli już ktoś myśli w tych kategoriach? Narody, państwa czy społeczeństwa nie ginęły – z tego, co wiemy z historii pisanej przez, zazwyczaj, mężczyzn o nieznanej nam preferencji seksualnej – za sprawą niedostatku heteroseksualizmu. Nieszczęścia spadały na narody za sprawą wojen, waśni, chorób, zdrady czy spisków.

W Rosji wprowadzono ostatnio różne prawa przeciwko gejom, na Kaukazie kulturowo ich się nie toleruje i nagle okazuje się, że i w Polsce przedwyborcze spory polityczne zeszły na poziom lustracji nie komunistów, nie skorumpowanych, nawet nie głupków – ale właśnie preferencji seksualnych. Debaty o tym, jak powinno wyglądać szkolnictwo, o tym, czy w erze internetu potrzebna jest powszechna edukacja seksualna, czy rodzice powinni mieć pierwszeństwo w decyzji o wychowywaniu dzieci – są jak najbardziej uzasadnione. Gdy jednak czytam, że opozycja, ta europejska, oświecona i tolerancyjna grozi ujawnieniem list gejów, zastanawiam się – jeśli to nie jest po prostu próba onieśmielania przeciwnika – skąd oni mogą mieć takie listy. Czyżby z teczek zakładanych w ramach akcji „Hiacynt" prowadzonej przez „człowieka honoru" generała Czesława Kiszczaka w latach poprzedzających umowy Okrągłego Stołu? A czy najsilniejsza partia w Polsce musi zawsze mieć wrogów, czy nie może po prostu poczuć się nareszcie pewna siebie i uwierzyć, że nawet gej czy lesbijka, chrześcijanin, niewierzący, muzułmanin czy Żyd mógłby dostrzec coś pozytywnego w jej programie?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95